wtorek, 2 września 2014

Kolejna pępowina, kolejna wyprawka.

Kolejna pępowina została bezpowrotnie przecięta. Kilka dni temu córka starsza po raz pierwszy przekroczyła progi przedszkola. Zaczynam rozumieć rodziców którzy mają mokre oczy ze wzruszenia gdy ich dziecko przechodzi przez próg placówki, przechodzi do kolejnej klasy, zaczyna kolejny etap w swoim i ich życiu.


Młoda zareagowała niezwykle entuzjastycznie na wieść o tym, że dostała się do przedszkola. Przecież codziennie pytała o nie mijając je na spacerze. Była przy każdej rozmowie w placówce gdy niczym matka-wariatka zadawałam miliony pytań. Ba! nawet bawiła się 1,5 h ze starszakami.
Gdy tylko telefon zadzwonił i padła informacja o wolnym miejscu córka złapała za swój plecak i pieczołowicie wepchała do niego łokciem ciut za dużego misia. Gdy już udało jej się dopiąć suwak powiedziała z uśmiechem: "Idem podpisać papiery do psiedszkola!" i poszła w kierunku drzwi.

Kolejna wyprawka została zakupiona. Dopiero co spisywałam listy co by tu przydało się przy porodzie oraz w początkowych miesiącach przy maleńkim urwisie a tu - kolejna lista a na niej rzeczy przyziemne takie jak kapcie, szczoteczka i pasta, podpisany kubeczek.
Dopisałabym do listy coś niezbędnego, w co staramy się wyposażać dziewczyny każdego dnia - pewność siebie i pewność naszej relacji.

Jak zapewne większość rodziców, tak samo i ja, tonę wręcz w gąszczu pytań w wątpliwości. Co mam zrobić aby wspierać moje dziecko? Jak pozwolić jej wejść w grupę ale jednocześnie pozwolić jej być cały czas jak najdłużej przy mnie, przy tacie i siostrzyczce.

Przedszkole traktujemy jako zajęcia dodatkowe dla Młodej. To za wcześnie dla takiego urwisa, aby zostawała bez nas na całe dnie. Zresztą ani ona ani my nie chcemy i nie potrzebujemy aby była tyle godzin poza domem. Zresztą nadal jestem z panną J w domu więc chciałabym nadal mieć możliwość spędzania z córkami jak największej ilości czasu. Nawet poświęcając 100% mojego czasu dzieciom nie nauczę ich jednak jak mają funkcjonować w grupie i wielu, wielu innych rzeczy których nauczyć się można tylko przez wejście w nią i poznanie innych ludzi, innych zachowań.

Zapewne kryzys także kiedyś się pojawi, niemniej jednak póki co zachwyt trwa. Nie do opisania jest radość w opowieściach o kolegach i koleżankach oraz o tym, co nowego poznała i zrobiła.

To tylko 4 godziny dziennie a zmiany są ogromne.
Po kilku dniach pojawiły się w domu nowe piosenki, nowe zabawy.
Pojawiają się powoli nowe tematy do rozmów.
Pojawiają się nowe emocje, nowe twarze i nowe imiona.
W życiu dzieci pojawią się też wkrótce nowe autorytety.

Niby naturalna kolej rzeczy ale też chyba naturalny jest stres związany z tym, że nasze małe pisklaki może jeszcze nie opuszczają gniazda ale uczą się latać coraz wyżej i coraz dalej. 

Staram się trzymać kciuki sama za siebie aby nigdy tych skrzydeł im nie podciąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz