Moment w którym informujemy otoczenie o ciąży lub narodzeniu się dziecka nie wiadomo czemu jest momentem w którym inni czują przyzwolenie (a czasem nawet obowiązek) aby ingerować w nasze życie i nasze rodzicielskie decyzje. Wiedzą lepiej czego potrzebujemy my i czego potrzebuje nasze dziecko. Zawsze zadziwiało mnie to z jaką pewnością obca osoba informowała mnie, co i kiedy moje dziecko powinno w danej chwili zjeść lub co na pewno chciałoby mi powiedzieć gdyby tylko mogło.
Jeszcze chwila i miną 3 lata naszej chustowej przygody. Piękny czas i dużo wspaniałych i ciepłych wspomnień. Chusty dodały do naszego wspólnego życia niezwykłą dawkę bliskości, wygody, piękna i po prostu pasji. Dały mi też okazję do spotkania się z całą gamą przeróżnych reakcji ludzi na widok rodzica z maluchem w chuście.
Jeśli tylko któraś z córek śpi w chuście, rozgląda się z zainteresowaniem lub wyjmuje z chusty rączki aby sięgnąć po coś ciekawego - wszystko jest super. Słyszymy jak to fajnie i miło mieć dziecko tak blisko siebie, pokazywać świat ze swojej perspektywy. Ludzie czasem głaszczą lub łapią maluchy za stópki jednocześnie pieszczotliwie mówiąc "Oj, dobrze Ci tam, prawda?". Inni podejdą i zaczną rozmowę popchnięci ciekawością tego o co tak na prawdę w tym noszeniu chodzi. Niektórzy po prostu uśmiechają się porozumiewawczo. To takie miłe, codzienne akcenty.
Gorzej, gdy noszone dziecko ma gorszy dzień. Wiecie - taki gdy absolutnie wszystko jest na nie. Albo gdy ząbkuje i dostaje nagłych ataków płaczu z bólu lub też po prostu się zgrzało bo ubrane jest ciepło a weszło w chuście na 2 minuty do ciepłego sklepu. Są też momenty gdy dziecko na spacerze zgłodnieje lub potrzebuje przewinięcia, co też odpowiednio głośno manifestuje.
Wtedy już nie jest tak kolorowo. Wtedy zawsze znajdzie się ktoś, kto wie lepiej od rodzica o tym czego potrzebuje dziecko. Bo na pewno potrzebuje wszystkiego tylko nie "tej chusty".
-"Pani tak dusi to dziecko w tej chuście, to dlatego tak płacze"
-"Na pewno chce pobiegać a w tej chuście tak ciasno ma, niewygodnie, uwiera na pewno"
-"Szkoda tak to dziecko ściskać, ruszyć się nie może, biedne"
To tylko przykłady niektórych zdań jakie słyszałam od obcych. Niezwykle dziwi mnie to, że jak dziecko płacze w wózku to ludzie mówią ze "pewnie zmęczone / głodne / do przewinięcia" a przy chuście absolutnie każdy płacz zwalany jest na sam fakt noszenia malucha. To tak, jak by dziecko noszone miało tylko jedną potrzebę którą musi zaspokoić - ucieczkę z chusty. A to, że maluch płacze w chuście nie oznacza przecież koniecznie, że płacze z powodu chusty i noszenia.
Te słowa krytyki słyszane trzeci, ósmy, dwudziesty raz, mogą jednak młodego rodzica zacząć przekonywać do tego, że może faktycznie robi coś nie tak. Mogą niesłusznie zniechęcić do czegoś, co z założenia jest piękne i daje niezwykle fajne możliwości i bliskość z dzieckiem.
Wiem, że moje ząbkujące (i ciężko to znoszące) dziecko w chuście może i chwilami płacze ale ma mnie blisko i czuje się lepiej niż gdyby było płaczące w wózku i pozostawione bez mojego przytulenia.
Wiem, że gdy moje dziecko zgłodnieje i zacznie płakać to samo wyjęcie z chusty nie pomoże. To nie chusta jest problemem. To płacz jest sygnałem, ze czas wracać do domu na obiad.
Wiem, że gdy podczas spaceru obudzi się ze snu z płaczem to szybciej uspokoi się kołysząc w rytm moich kroków.
Dojrzałam do asertywności. Wiem, co jest dobre dla mnie i dla moich dzieci. Wiem jak słuchać i jak odpowiadać na ich potrzeby jednocześnie mając na uwadze swoje. Rozumiemy się bez słów, a na pewno bez słów osób z zewnątrz nie mających bladego pojęcia o tym dlaczego moje dziecko ma chwilowo gorszy humor.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz