czwartek, 30 października 2014

Sałatka z jarmużem, jabłkami i słonecznikiem z dressingiem pomarańczowo-miodowym

Przepyszna i lekka, słodka sałatka. Uwielbiam jarmuż, zwykle jem go w formie chipsów gdyż taki najbardziej smakuje dziewczynkom. Lubie też jarmuż duszony. Jednak zdecydowanie warto spróbować go w wersji na surowo. Jest chrupkość i wyrazisty smak idealnie grają ze słodyczą jabłek, pomarańczy i miodu.


Sałatka z jarmużem, jabłkami i słonecznikiem 
z dressingiem pomarańczowo-miodowym



SKŁADNIKI:
4 garści jarmużu (porwanego na drobne kawałki, bez grubych łodyg)
1 słodkie jabłko
garść nasion słonecznika
1 mała pomarańcz
1 duża łyżka miodu

PRZYGOTOWANIE:
Jarmuż myjemy, osuszamy i liście rwiemy na drobne kawałki pozbawiając je grubszych łodyg. Jabłko kroimy w małe plasterki. Nasiona słonecznika rumienimy na patelni. Pomarańcz kroimy na pół. Jedną połówkę wyciskamy i mieszamy dokładnie w miodem a drugą obieramy i kroimy w małe kawałki.
Jarmuż wysypujemy an duży talerz, posypujemy go prażonymi nasionami słonecznika i kawałkami pomarańczy. Na wierzchu układamy plasterki jabłka. Całość polewamy dressingiem z miodu i pomarańczy.

Irlandzki chleb sodowy / Irish soda bread - tradycyjny przepis podstawowy

Wczoraj gościła u nas przemiła osoba. Pochodzi z Irlandii, a tu, w Polsce jest tymczasowo.  Podczas naszego ostatniego spotkania pokazywałam jej tradycyjne, polskie danie- pierogi. Była też kapusta kiszona i inne pyszności.

Tym razem to ona nauczyła mnie tradycyjnego, irlandzkiego przepisu. Razem upiekłyśmy chleb. Zupełnie inny od chleba jaki znam. To irlandzki chleb sodowy. Przepis niezwykle prosty, przygotowanie chleba to dosłownie 2 minuty. Podstawą chleba jest maślanka i soda.
Tradycyjnie na jego wierzch robi się krzyż, tym razem jednak nie było krzyża, gdyż bez niego niezwykle spodobał się Mani i nazwała go chlebem- jeżykiem :)

Poniższy przepis to przepis podstawowy. Można chleb posypać płatkami owsianymi, można do jego środka dodać zioła albo też zrobić jego słodką wersję dodając bakalie, np żurawinę. Polecam też 3/4 mąki pszennej zamienić na mąkę pełnoziarnistą.
Tym razem testowałyśmy jednak wersję najprostszą. Chleb smakował wyśmienicie, zwłaszcza na ciepło z masłem i domową konfiturą.


Irlandzki chleb sodowy / Irish soda bread



SKŁADNIKI:
450 ml maślanki
450 g mąki
łyżeczka sody
łyżeczka soli

PRZYGOTOWANIE:
Wszystkie składniki należy wymieszać w misce. Przełożyć na blachę na papier do pieczenia. Ciasto będzie bardzo mokre i klejące się do rąk.
Piec 35 minut w 200 stopniach.

Chleb po wyjęciu powinien być z każdej strony twardy, tak jak skórka zwykłego chleba. Po wyjęciu z piekarnika odłożyć go należy na kratkę na około 20 minut żeby odparował.


Razem z naszym gościem spalamy kalorie na wieczornym spacerze :)

wtorek, 28 października 2014

Ziemniaki gratin czyli przepyszna zapiekanka zmiemniaczana

Ziemniak tylko pozornie jest zwykłym warzywem. Wyczarować z niego można jednak istne cuda!
Spróbujcie przepysznych ziemniaków gratin z tymiankiem. Zapiekanka ta wygląda i smakuje obłędnie. Niby ziemniak a danie bardzo eleganckie. I nie jest to takie trudne. Wystarczy 15 minut przygotowań i chwilka cierpliwości, bo później wszystko robi się samo :)
Możecie zrobić je z formie do tarty bądź w naczyniu żaroodpornym.


Ziemniaki gratin z tymiankiem
czyli zapiekanka ziemniaczana


SKŁADNIKI:
1 kg ziemniaków
200 g dobrego żółtego sera
1,5 szklanki słodkiej śmietanki
1 łyżka oliwy z oliwek
1 duża łyżka masła
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
1 łyżka listków tymianku
3 ząbki czosnku

PRZYGOTOWANIE:
Naczynie smarujemy delikatnie oliwą z oliwek. Ziemniaki obieramy i kroimy w bardzo cienkie plasterki. Ser żółty ścieramy na tarce. Układamy w formie połowę naszych ziemniaków (tak, aby nachodziły na siebie) i posypujemy je połową żółtego sera. Następnie układamy kolejną warstwę ziemniaków.
Na patelni robimy masło ziołowe- rozpuszczamy masło a na nim rozgrzewamy tymianek i wyciśnięte ząbki czosnku. Masełkiem tym zalewamy równomiernie ziemniaki.
Do śmietanki dodajemy sól i pieprz i zalewamy nią ziemniaki a na wierzch posypujemy pozostałym serem żółtym.

Pieczemy 1 g 20 min w temperaturze 180 stopni (bez termoobiegu).





niedziela, 26 października 2014

Sałatka z rukolą, camembertem i owocami, z orzechową nutą

Niby zwykła garść rukoli z prostymi dodatkami jednak jest jeden mały szczegół, który nadaje tej przystawce charakteru. To olej z prażonych orzechów włoskich. Nie potrzeba żadnych przypraw, żadnych dressingów. Ma on niezwykle bogaty smak, idealnie współgra z ostrym smakiem rukoli, kremowym i delikatnym camembertem i słodkością żurawiny i winogron. Ostatnio to mój hit na popołudniową przekąskę.


Sałatka z rukolą, camembertem i owocami,
z orzechową nutą 




SKŁADNIKI (1 porcja):
2 garści rukoli
1 garść winogron
1/2 sera camembert
garść żurawiny
3 łyżki oleju z prażonych orzechów włoskich

PRZYGOTOWANIE:
Rukole myjemy i osuszamy, układamy na talerzu. Winogrona kroimy na połówki. Na rukoli układamy małe plasterki camemberta, winogrona i posypujemy żurawiną. Całość należy obficie skropić oliwą.

Świetnie pasuje do grzanek z masłem ziołowym.

czwartek, 23 października 2014

Tarta z cukinią, ricottą i kwiatami cukinii

Będąc na wsi zawsze patrzę na produkty które mogę znaleźć w ogrodzie i które zainspirują mnie do stworzenia jakiegoś dania. Tym razem na blacie odcedzała się na sicie ricotta mojego Taty (przepis tutaj) a w ogrodzie ze starszą córką znalazłyśmy mini - cukinie którymi wypełniła po brzegi kieszenie swojej maleńkiej kurtki. Śliczne, drobne, kolorowe. Do tego przepiękne kwiaty cukinii z których aż szkoda było nie skorzystać.

Efektem połączenia tych składników była przepiękna tarta.
Delikatna i kremowa w smaku z wyraźnym akcentem czosnku niedźwiedziego.

Tarta z cukinią, ricottą i kwiatami cukinii


SKŁADNIKI:
Ciasto:
1,5 szklanki mąki
120 g masła (zimnego, pokrojonego w kostkę)
1 łyżka śmietany 22 %
1 jajko
szczypta soli
Farsz:
250 g ricotty
2 łyżki śmietany 22 %
2 jajka
łyżka czosnku niedźwiedziego
garść mini cukinii lub 1 mała cukinia
1 szalotka
kilka kwiatów cukinii
szczypta soli i szczypta pieprzu

PRZYGOTOWANIE:
-Wszystkie składniki ciasta mieszamy razem aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Zawijamy w folię i chowamy na chwilę do lodówki.
-Cukinie myjemy i kroimy w cienkie plasterki. Szalotkę kroimy w drobną kostkę. Kwiaty cukinii myjemy i delikatnie osuszamy na ściereczce.
-Ciasto wyjmujemy z lodówki, podsypujemy mąką i wałkujemy. Wykładamy do formy do tarty i nakłuwamy widelcem po czym znów wstawiamy do lodówki.
-Cukinię i szalotki dusimy 3-5 minut na patelni. Ricottę mieszamy dokładnie z jajkami i śmietaną aż uzyskamy gładką masę, Dodajemy szczyptę soli, pieprzu oraz czosnek niedźwiedzi a następnie większość duszonych warzyw (zostawmy kilka plasterków cukinii do dekoracji) i dokładnie mieszamy.
-Wykładamy farsz na ciasto do tarty, układamy na nim pozostałe plasterki cukinii oraz kwiaty cukinii.

Pieczemy 30 minut w 180 stopniach (raczej na 2 polce od dołu a nie na środku piekarnika aby nie przypalić kwiatów)





niedziela, 19 października 2014

Inwazja wisiadeł. Dlaczego rodzice nieodpowiednio noszą swoje dzieci?

Kocham nosić dzieci. Uwielbiam chusty, bliskość. Kocham swobodę jaką daje mi chustonoszenie- możemy dotrzeć w wiele miejsc do których wózek by nie dotarł. Ciesze się, że chustonoszacych rodziców (ba! nawet też dziadków:)) jest coraz wiecej. Serce rośnie na ten widok a buzia sama mi się uśmiecha.
Na każdym niemal spacerze spotykam jednak wisiadła. Nie nosidła ale wisiadła - dziwne twory mające rodzicom pomóc dając taką swobodę jak chusta bez potrzeby motania a dzieciom ponoć dać bliskość rodzica i wygodę. No właśnie. Nic bardziej mylnego. Aż mnie ściska jak widzę maluszki wsadzone do tego czegoś -  dyndające nóżki, latająca główka czasem podtrzymywana przez rodzica, ciałko oparte na kroczku, czasem nawet dziecko przodem do świata. A rodzic? Dumny, bo przecież niesie przed sobą swój skarb. Niesie w tym nosidło-wisiadle. Takim nowoczesnym. Takim "praktycznym".

Dlaczego ludzie wybierają wisiadła dla swoich dzieci?

Zastanawiałam się nad tym dość długo. Dlaczego ktoś dobrowolnie chciałby swoje ukochane dziecko potencjalnie narażać na problemy z biodrami i kręgosłupem? I już wściekałam się w myślach na tych rodziców, aż zrozumiałam, że w tym problemie jest wiele ogniw.
Jednym z nich są sklepy. Rodzice czekają na swoje wymarzone dziecko, idą po wyprawkę do sklepu. A tam? Nie zazna się chusty czy dobrego ergonomicznego nosidła. Byłam w kilku Smykach i większych sklepach dziecięcych i nie znalazłam ani jednej sztuki nosidła które zapewniałoby dobre ulożenie dziecka. W zamian za to cała gama nosidełek  typu wisiadło. Wszystkie sprzedawane z zachwalającą je gadką "To takie wygodne dla rodzica i dziecka! Tak praktyczne! Dziecko blisko, można tyle zrobić...". Jedne z najpopularniejszych i, o zgrozo, najmodniejszych potrafią kosztować nawet 600 zł. Widuje się je w filmach, celebryci zza ocecanu noszą w tym swoje dzieci. 
-"To w takim razie musi być dobre"- pomyśli wielu rodziców i kupi ten produkt bądź produkt podobny a następnie nosić będzie w tym swoje dziecko.
Naiwnie marzę o edukacji producentów i sprzedawców. Edukacji nakierowanej nie tylko na zysk firmy/sklepu ale na dobro dziecka. Dlaczego to, co jest dobre i zdrowe jest produktem niszowym a to, takie wisiadła idą jak świeże bułeczki? 
Niektóre z nich są świetnym przykładem na to, że coś, co kosztuje sporo wcale nie musi być dobre. 

Dlaczego należy unikać nosideł (nieergonomicznych)

Przede wszystkim dla zdrowia swojego dziecka, niezależnie od jego wieku. W nosidle (nieergonomicznym) ciężar dziecka opiera się na jego kroczu. Plecy są niezwykle sztywne a nóżki dziecka niemal dyndają. Dziecko zamiast przyjąć pozycję fizjologicznej żabki (nóżki odwiedzione, pupka lekko zapadnięta, zaokrąglone plecy) znajduje się w niekomfortowej dla siebie pozycji która może przynieść opłakane skutki w przyszłości.


"Przecież już kolejne dziecko w tym noszę i jest ok!"
"Koleżanka swoje dzieci nosiła i są zdrowe"
To jedne z argumentów które często słyszę od rodziców którzy z tych wisiadeł korzystają. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego że "kwiatki" w postaci problemów z biodrami i kręgosłupem wychodzą po latach. Oczywiście- nie musza i tego im wszystkim życzę jednak szczerze nie rozumiem dlaczego wybiera się taki produkt mając alternatywę i znając potencjalne ryzyko. Argument "to tylko na kilka minut dziennie" do mnie nie przemawia. 

Wybierz ZDROWĄ alternatywę

Wybór jest przeogromny. Po pierwsze istotna jest kwestia wieku: Od narodzin do momentu, gdy Twoje dziecko będzie siedziało samodzielnie odpowiednia dla niego jest tylko chusta (choć może nie tylko- bo chust też jest wiele!:)). Tylko chusta odpowiednio dopasuje się do maluszka, zagwarantuje dobrą pozycję i odpowiednie ułożenie nóżek i kręgosłupa. Później (gdy dziecko siedzi już samodzielnie) decyzja zależy od osoby noszącej. Możecie kontynuować chustową przygodę ale możecie też  skorzystać z ogromnego wyboru nosideł ergonomicznych.
Tula, Bondolino, Manduca, nosidła typu mei tai to tylko niektóre z nich. Wszystkie pozwalają na uzyskanie pozycji żabki i gwarantują i noszącemu i noszonemu komfort.
I pamiętajcie -  nie nosimy dzieci przodem do świata! Jeśli chcecie, aby dziecko lepiej widziało zawiążcie chustę / załóżcie ergonomika na plecy.

Dlaczego nosidła nie są odpowiednie dla nie siedzących dzieci?

Maluszki potrzebują odpowiedniego ułożenia nóżek - w nosidle byłyby one zbytnio odwiedzione. Chusta dopasuje się do maluszka a nosidło ma już panel o stałej szerokości, często nieodpowiedni dla dziecka poniżej 6 miesiąca życia.
Poza tym nosidło nie dopasuje się tak do maleńkiego dziecka- nie podtrzyma małego kręgosłupa i główki tak, aby była bezpieczna i nie latała na boki.

Jeżeli producent / sprzedawca wmawia Wam, że nosidło jest odpowiednie od narodzin / 3 kilo / od 3 miesiąca życia bądź też zaproponuje tzw. "wkładkę dla niemowlaka" unikajcie tego i omijajcie szerokim łukiem. To tylko chwyty marketingowe które pozwalają niektórym sprzedać nieodpowiedni towar rodzicowi jak najwcześniej podkreślając jego funkcjonalność na "cały okres noszenia dziecka".



Zadbajcie o swoje maluszki i o ich zdrowie. Nie dajcie sobie sprzedać produktu, który może przyczynić się do ich złego rozwoju.

Jeśli macie jakieś pytania lub potrzebujecie pomocy w wyborze odpowiedniego środka transportu dla swoich maluszków (chusty lub nosidełka ergonomicznego) dajcie znać, postaram się pomóc.

czwartek, 16 października 2014

Domowy ekstrakt waniliowy

Lubicie wypieki? Ja kocham! I choć nie zawsze wychodzą mi idealne to liczy się dla mnie coś więcej- wspólna zabawa z dzieciakami przy pieczeniu a także cudowny aromat który rozchodzi się po całym domu.
Nie używam sztucznego cukru wanilinowego- obok prawdziwej wanilii nawet nie stał. Polecam świeże laski wanilii lub coś, co możecie zrobić sami a starcza na bardzo długo czyli domowy ekstrakt waniliowy.
Robi się go niezwykle łatwo, lecz efekt końcowy wymaga cierpliwości. Najlepszy ekstrakt gotowy jest po około miesiącu. Warto jednak czekać.
Nie dość, że starcza na bardzo długo to można do dorabiać na bieżąco.

Domowy ekstrakt waniliowy


SKŁADNIKI:
2 - 3 laski wanilii
200 ml wódki
+mała, zakręcana buteleczka na ok 200 ml ekstraktu

PRZYGOTOWANIE:
Butelkę należy wyparzyć. Laski wanilii kroimy wzdłuż i zalewamy wódką, butelkę zakręcamy. Butelkę należy odstawić w zacienione miejsce, najlepiej do szafki. Co kilka dni warto potrząsnąć butelką.

Ekstrakt najlepszy jest po około miesiącu. Możecie na bieżąco dorzucać nowe laski wanilii, nawet te pozbawione ziarenek.


środa, 15 października 2014

Babeczki marchewkowe z żurawiną, imbirem i nutką pomarańczy

Nie jestem zwolenniczka dawania dzieciom słodyczy, szczególnie maluchom. Ciesze się, że dla nich najlepszą słodkością są bakalie lub jogurt z miodem i świeżymi owocami. Nie dostają kinderków, lizaków i cukierków. W sklepie starsza biegnie do suszonej żurawiny zamiast przy kasie błagać mnie o zakup jakiegoś batona. I oby tak jak najdłużej, jeszcze całe życie przed nimi i nie widze powodu żeby teraz, gdy wyrabiają sobie nawyki żywieniowe, faszerować je jakimiś syropami glukozowo fruktozowymi;)
Ale bywają takie dni, jak urodziny, święta, odwiedziny przyjaciół kiedy to każdy z nas do kawy czy herbaty lubi przegryźć coś na słodko.
Takich domowych wypieków nie zabraniam. Wręcz przeciwnie- dziewczynki nie tylko lubią je próbować ale też pomagają mi w gotowaniu. Starsza miksuje a potem nalewa ciasto do papilotek. Młodsza "segreguje" żurawinę i wsypuje ją do podstawionych przeze mnie foremek.

Spróbujcie. Są pyszne! Aromatyczne, wilgotne, pełne smaku.


Babeczki marchewkowe 
z żurawiną, imbirem i nutką pomarańczy



SKŁADNIKI: 
2,5 szklanki startej marchwi 
skorka starta z 1 pomarańczy
2 garści żurawiny
1,5 łyżki startego korzenia imbiru lub 1 płaska łyżka suszonego, mielonego imbiru
3 całe jajka
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
0,5 szklanki oleju
0,5 szklanki cukru (polecam cukier trzcinowy nierafinowany)
*opcjonalnie 2 łyżki domowego ekstraktu waniliowego.

PRZYGOTOWANIE:
W dużej misce miksujemy jajka z cukrem, przyprawami i olejem. Dodajemy starą marchew i skorkę pomarańczową i miksujemy aż całość dobrze się wymiesza. Przesiewamy do miski mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. 
Ciasto wylewamy do papilotek na 3/4 ich wysokości. Na wierzchu każdej wrzucamy kilka owocow suszonej żurawiny. 
Pieczemy 30 minut w 180 stopniach.






wtorek, 7 października 2014

Pizza z dynią

Sezon na dynie w pełni!
Już podawałam Wam przepis na ulubiony krem z dyni (tutaj).
Teraz czas na absolutny hit obiadowy zeszłego tygodnia czyli pizze z dynią. Ciekawy smak, słodki ale złamany cebulką i szczypiorkiem.
dla tych, którzy nie przepadają za cebulą polecam wysmarować ciasto zielonym pesto (z bazylii, roszponki lub/i rukoli - przepis tutaj).
Zdecydowanie pokochałam ten smak!

Pizza z dynią 

SKŁADNIKI:
2,5 szklanki mąki
30 dkg drożdży
szklanka ciepłej wody
szczypta soli i szczypta cukru
2 łyżki oliwy z oliwek
sery i warzywa:
1 mozzarella
80 g sera z niebieską pleśnią
200 g dyni
1 mała czerwona cebulka
1/2 pęczku szczypiorku


PRZYGOTOWANIE: 
Do miski wlewamy ciepłą wodę, rozpuszczamy w niej drożdże. Dodajemy mąkę, sól i cukier i dokładnie mieszamy aż utworzy się jednolite ciasto. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce aż ciasto podwoi swoją objętość (na minimum godzinę).
Dynię ścieramy na grubych oczkach. Mozzarelle kroimy w plasterki, lazura w kostkę. Cebulkę kroimy w pióra.
Ciasta nie wałkujemy! rozgniatamy i rozciągamy je na blasze uprzednio posmarowanej oliwą z oliwek.
Ciasto pokrywamy mozzarellą, cebulką (bądź tak jak wspomniałam-zielonym pesto), serem pleśniowym a następnie dynią.
Pieczemy 20 minut w temperaturze 220 stopni.
Podajemy z drobno pokrojonym szczypiorkiem.



poniedziałek, 6 października 2014

Bliskości też trzeba się nauczyć.

Niektóre sprawy są tak oczywiste, że o nich zapominamy. Z czasem ta niepamięć powoduje trudności i to, co było takie naturalne i oczywiste staje się wyzwaniem, problemem, czymś trudnym do pojęcia.
Tak też jest z bliskością.

Nie trudno w dzisiejszych czasach o to, aby zanikały nasze instynkty, abyśmy tracili to, co ważne i wiele przestawali rozumieć. W czasach smartphonów, laptopów, pędu za karierą i wypełnianiem każdej możliwej rubryki naszych terminarzy wpadamy w wir który wciąga nas i często powoduje, iż zaczynamy wierzyć w to, że wszystko musi być zrobione na szybko. Działamy mechanicznie odhaczając kolejne punkty na naszej liście i tego uczymy nasze dzieci.


Bliskości też trzeba się nauczyć.

Jakkolwiek dziwne wydaje się to stwierdzenie jest w nim ogrom prawdy. Rodzic wiecznie w pracy, nawet po godzinach. Rodzic w domu, ale z telefonem i laptopem w promieniu kilku centymetrów. A dziecko? Przed telewizorem co by nie przeszkadzało i dało chwilę wytchnienia.
I komedy: zrób to szybko, zjedz już, idziemy, wracamy, masz- pobaw się. Zaraz. Zaraz przyjdę, zaraz zobaczę. No idź, daj mi spokój.

Faktem jest, że ogromnie cenie sobie chwilę tylko dla siebie. To normalne i zupełnie zrozumiałe, że każdy potrzebuje oddechu. Chwili z gazetą, książką, blogiem i kubkiem ulubionej kawy czy herbaty. Staram się jednak nigdy nie szukać takich chwil kosztem dzieci. "Mój czas" to czas gdy one śpią lub są zajęte wspólną zabawą i chwilowo nie potrzebują mojej obecności. Pozostałe chwile jesteśmy razem i dla siebie.

Bliskości trzeba się nauczyć. Ja znajduje ją w codziennych rytuałach. W tym, że zawsze jemy RAZEM. W tym, ze zawsze przed wspólnym posiłkiem dajemy sobie buziaka. W tym, że RAZEM gotujemy i sprzątamy, wygłupiamy się, malujemy. W tym, że zwracamy na siebie uwagę i staramy się wysłuchać drugiej osoby.
Bliskość to nie tylko dłoń wciśnięta w dłoń. To też rozmowa, zabawa, wspólne zbieranie liści. Bliskość to też umiejętność bycia razem nawet gdy dzieli nas wiele kilometrów. To ciepłe myśli, pamięć, uśmiech.

Bliskość procentuje.
Widzę to teraz, gdy starsza budzi młodszą słowami "dzień dobry słoneczko kochane".
Widzę to w każdym ich geście, w empatii. W tym jak dbają o siebie i o innych.
Dzieci naśladują nas i to, co obserwują teraz oddadzą w przyszłości.
Jeśli nie będziemy ich słuchać, nie będą słuchały.
Jeśli nie będziemy odpowiadać na ich potrzeby, nie będą potrafiły spojrzeć na drugiego człowieka i wysłuchać lub pomóc.

Jest wiele sposobów na bliskość.
Dla mnie bliskość jest wsłuchaniem się w to czego potrzebuje druga osoba. To staranie się o to, aby każdy członek rodziny był szczęśliwy i abyśmy w swoich potrzebach i marzeniach starali się wypracować kompromis.

Jednym ze sposobów na bliskość stała się dla mnie chusta. Pozornie zwykły kawałek materiału który scala mnie i dziecko. Wzajemnie czujemy swoje ciepło i bicie serc.
Nosiłam i noszę obie córki. I wcale nie martwię się o to, że któraś się przyzwyczai bo przecież o to w tym wszystkim chodzi. Nie ukrywam, że chusta pomaga tez w tym całym pędzie. Jesteśmy blisko siebie a jednocześnie możemy dużo spraw załatwić nie tracąc wspólnych chwil.
Wiem też, że czasem gdy któraś przyśnie ukołysana w rytm moich kroków, może mogłabym odłożyć ją do łóżeczka. Ale nie, wole świętować każda jedną minutę kiedy jesteśmy tak blisko siebie. Wiem, że te chwile są coraz krótsze. Wiem, jak szybko uciekają i wiem też o tym, że zaraz będzie nam smutno, że wielu z tych chwil nie wykorzystaliśmy.


Nauczmy bliskości siebie, aby żyło nam się milej, cieplej, pełniej.
Nauczmy bliskości nasze dzieci, aby były pewne siebie, szczęśliwe i aby tym szczęściem zarażały innych.


A jakie są Wasze sposoby na bliskość?

środa, 1 października 2014

Makaron bardzo zielony = Jarmuż + brokuły + pietruszka w sosie śmietanowo-serowym.

Makaron z sosem śmietanowo serowym był moim "ciążowym hitem" gdy czekaliśmy na narodziny Mani. Potrafiłam jeść go 2-3 razy w tygodniu i nigdy mi się nie nudził. Dziś dorzuciłam do niego oprocz brokułów także jarmuż i dużo natki pietruszki co dało jeszcze fajniejszy, pełniejszy smak.

Spróbujcie :)

Makaron bardzo zielony
Jarmuż + brokuły + pietruszka 
w sosie śmietanowo-serowym. 

SKŁADNIKI (2 porcje):
1/2 główki brokuła
miseczka jarmużu (liście porwane w drobne kawałki, bez grubych łodyg)
1/2 pęczku natki pietruszki
150 g makaronu (polecam tagiatelle)
szklanka śmietany 18%
80 g sera z niebieską pleśnią (np Lazur)
1 łyżka tymianku
oliwa z oliwek, szczypta soli

PRZYGOTOWANIE:
Makaron gotujemy al dente. Brokuły gotujemy na parze. Pietruszkę siekamy bardzo drobno.
W małym garnuszku podgrzewamy śmietanę i rozpuszczamy w niej ser. Do sosu dodajemy tymianek i 1/2 posiekanej pietruszki.
Na małej patelni na odrobinie oliwy dusimy lekko posolony jarmuż.
Makaron odcedzamy i wykładamy na talerze. Polewamy sosem i dodajemy na wierzch brokuły, jarmuż i pozostałą pietruszkę.
Świetnie smakuje ze świeżo mielonym pieprzem.