sobota, 29 listopada 2014

Sałatka z wakame

Ochotę na tę sałatkę miałam już od dawna ale wakame w domu nie było. Przybyły jako składnik do miso i zostało ich dość sporo tak więc pewnie jeszcze nie raz pojawią się na blogu :)

Siedzimy w kuchni, obieram ogórki. Słysze chrupanie.
-Maniu, co robisz?
-Wyżeram glony, jestem potworkiem!
(chrup chrup chrup)
-Uwielbiam glony!

... Namoczonych jeść już nie chciała, za to suszonych zjadła całe dwie garści. Mój kochany potwór.

A teraz wracając do tematu: spróbujcie tej sałatki. Łatwo się uzależnić :)

Sałatka z glonów wakame


SKŁADNIKI:
2 garści suszonych glonów wakame
1,2 dużego ogórka szklarniowego
3 łyżki sezamu
2 łyżki octu ryżowego
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka cukru trzcinowego lub miodu

PRZYGOTOWANIE:
Glony zalewamy na chwilę gorącą wodą po czym odcedzamy. Ogórka obieramy, kroimy wzdłuż i wyjmujemy nasionka po czym kroimy w bardzo cienkie plasterki. Sezam prażymy na patelni przez kilka minut. 
W miseczce mieszamy ocet, sos sojowy i cukier/miód i wrzucamy do sosu ogórki. Chowamy do lodówki na kilkanaście minut. Po tym czasie mieszamy glony z ogórkami i sezamem i podajemy.


wtorek, 25 listopada 2014

Zupa miso

Kocham tę zupę za wyrazisty smak, za chrupkość glonów wakame, za tofu i słodką marchew.
Jeśli jeszcze jej nie znacie - spróbujcie. Bomba witaminowa w przepysznym wydaniu.

Zupa miso


SKŁADNIKI:
1,5 l wody
2 duże garści glonów wakame
4 łyżki pasty miso
mały kawałek selera
1/3 pora
2 marchewki
4 łyżki słodkiej kukurydzy
1/2 kostki tofu
dymka

PRZYGOTOWANIE:
Wlewamy wodę do garnka, dodajemy do niej marchew pokrojoną w słupki, kawałek pora i selera, kukurydze oraz glony.Gotujemy około 20 minut po czym dodajemy pastę miso i mieszamy.
Zupę podajemy z tofu pokrojonym w drobne kostki oraz z dymką.


Sajgonki z marynowaną rzepą, marchewką i porem

Ostatnio zatęskniło mi się za wyrazistymi, lekko orientalnymi smakami. Postanowiłam zrobic, wegetariańskie sajgonki. Kocham do tanie, bo farsz można do woli zmieniać w zależności od tego, co akurat znajduje się w naszej lodówce.

Sajgonki z marynowaną rzepą, marchewką i porem


SKŁADNIKI:
papier do sajgonek
50 g ryżu ugotowanego na sypko (użyłam ryżu białego i dzikiego)
1/2 szklanki pokrojonej w cienkie paski rzepy marynowanej
1 szklanka startej na grubych oczkach marchwi
1/2 szklanki pora drobno pokrojonego
3 duże łyżki kukurydzy
1 łyżka oliwy z oliwek
szczypta papryki ostrej
sos do sajgonek + ew. sos teriyaki
kiełki
olej do smażenia

PRZYGOTOWANIE:
Ryż gotujemy na sypko, przesypujemy do miski. Na gorącej patelni z oliwą smażymy warzywa przez dosłownie 2 minuty - aby nadal były chrupkie. Dodajemy je do ryżu, posypujemy ostrą papryką i dokładnie mieszamy.
Papier ryżowy lekko zwilżamy, nakładamy na niego łyżkę farszu i zawijamy. Gotowe sajgonki smażymy na oleju i przed podaniem osuszamy na ręczniku papierowym. Pamiętajmy, aby olej był bardzo gorący aby sajgonki go nie wciągnęły i żeby utworzyła się z ich każdej strony chrupiąca i rumiana, złota skorupka.
Podajemy z ulubionym sosem i z kiełkami.



wtorek, 18 listopada 2014

Noś w chuście, przytulaj, zaraź się bliskością ! :)

Kochani!

Jak być może zauważyliście jestem ogromną fanką noszenia dzieci w chustach. Na sam widok rodzica z zamotanym bąblem oczy mi się szklą a serce rośnie i nie ukrywam, że chciałabym aby taki widok był w naszym kraju coraz częstszy.

Noszenie w chuście to zalety nie tylko dla dziecka ale też dla noszącego. Chciałabym zarazić Was miłością do tego typu bliskości i opieki nad Waszymi maluszkami. Zależało mi na tym, aby móc szerzyć moją pasję i uczyć innych w sposób profesjonalny dlatego też specjalnie w tym celu ukończyłam specjalny kurs na Doradce Noszenia Dzieci ClauWi.

Na dniach pojawi się moja nowa strona internetowa specjalnie poświęcona noszeniu w chustach. Prowadzę spotkania z rodzicami którzy o prawidłowym noszeniu dzieci chcą nauczyć się więcej bądź też chcą upewnić się, że prawidłowo noszą swoją pociechę.

Zamierzam także prowadzić zajęcia i warsztaty grupowe, jeśli więc jesteście zainteresowani kontaktujcie się ze mną bądź też czekajcie na informacje na nowej stronie www.

Pracuje w Otwocku, Warszawie i okolicach oraz okazjonalnie w okolicach Ostrowca Świętokrzyskiego.


środa, 12 listopada 2014

Pizza pomidorowa na kruchym cieście

Niezwykle pyszne i kruche ciasto i mocno pomidorowy smak 
Sos pomidorowy z tego przepisu nadaje się też świetnie jako salsa do quesadilli.

Pizza pomidorowa na kruchym cieście


SKŁADNIKI:
ciasto: 
2,5 szklanki mąki
30 dkg drożdży
szklanka ciepłej wody
szczypta soli i szczypta cukru
2 łyżki oliwy z oliwek
sery i warzywa:
1 duży ser mozzarella
4 pomidory
3 łyżki gęstego przecieru pomidorowego
2 łyżki ziół (użyłam bazylię, pietruszkę, tymianek i odrobinę suszonego czosnku)
2 garści oliwek
1 mała cebulka
 garść rukoli

PRZYGOTOWANIE:
Do miski wlewamy ciepłą wodę, rozpuszczamy w niej drożdże. Dodajemy mąkę, sól i cukier i dokładnie mieszamy aż utworzy się jednolite ciasto. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce aż ciasto podwoi swoją objętość (na minimum godzinę).

Cebulkę kroimy w piórka, mozzarellę i 1 pomidora w plastry. Pozostałe pomidory wraz z przecierem i ziołami blendujemy.
Ciasta nie wałkujemy! rozgniatamy i rozciągamy je na blasze uprzednio posmarowanej oliwą z oliwek.
Ciasto pokrywamy sosem, mozzarellą, cebulą, oliwkami i plastrami pomidora.
Pieczemy 20 minut w temperaturze 220 stopni.

Podajemy z pozostałym sosem pomidorowym oraz z rukolą.


Na zdjęciu pizza pomidorowa oraz pizza z dynią z tego przepisu.

wtorek, 11 listopada 2014

Wehikuł czasu

Jak byłam mała często słyszałam jak dorośli mówili "po dzieciach widać jak szybko płynie czas". Jakoś w to nie wierzyłam, no bo jak to widać? Ot, czas sobie leci jak zawsze przecież. Raz dzień jest aktywny, raz leniwy - tyle jeśli chodzi o różnice.
Bycie matką szybko przypomniało mi o tym starym powiedzeniu. Teraz stwierdzam, że dzieci to istny wehikuł czasu. Pstryk - i mija rok, mijają dwa lata. Nie wiadomo kiedy. 
Łapie się na tym, że przecież dopiero co byłam w ciąży, dopiero co mój brzuch przybierał nienaturalnie dziwne kształty, dopiero co robiłam badania i zastanawiałam się nad tym co mnie czeka a tu już dwie kobietki biegają po pokoju. Kiedy to się stało? 

Dzieci rozwijają się skokowo. Najbardziej dziwi mnie to, jak jednego dnia mają problem aby przekręcić się z brzucha na plecy a kolejnego dnia rano nagle raczkują czy wręcz wstają tak, jak by robiły to od zawsze. Czasem wystarczy jeden dzień albo wręcz chwila żeby nie zauważyć kiedy to nasze dziecko nauczyło się czegoś nowego. Każdego dnia mam wrażenie, że nie jestem wręcz w stanie ogarnąć ich nowych umiejętności, nowych słów czy powiedzonek, nowych zachowań.

Pewnego dnia pojechałam do szpitala aby powitać na świecie druga córkę. Maleńka panna M dostała buziaka, wtuliłam się w nią mocno i obiecałam, że szybko do niej wrócę. Była taka mała, bezbronna. Nie całe 3 dni później znów się spotkałyśmy. Ale moim oczom ukazała się zupełnie inna osoba. Taka duża, taka dorosła. Miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie, że minęły dwa lata. Spoglądałam to na nią to na okrucha który dopiero się urodził i czułam się zagubiona. Przecież ona mówi, mówi tyle nowych słów których nawet nie próbowała wypowiedzieć kilkadziesiąt godzin temu! I urosła, I zachowuje się jakby inaczej: biega, skacze, wygląda jak przedszkolak a ma dopiero 1,5 roku. Mając punkt odniesienia w postaci małego, nawet nie 3 kilogramowego zawiniątką poczułam, że minęło sporo czasu. 


Dziś dziewczyny, choć dzieli je 1,5 roku różnicy, są do siebie bardzo podobne. Podobny wzrost, podobna waga, i lada dzień będą to już podobne umiejętności. Trzymając młodszą na rękach lub nosząc ją w chuście miałam cały czas wrażenie, ze mimo wszystko jest taka drobna, taka bezbronna jak wtedy gdy lekarze kładli ją przy mnie tuz po porodzie. A tu nagle znów - pstryk - i uświadomiłam sobie, że ona przecież już samodzielnie je, całkiem sprawnie się przemieszcza i coraz więcej mówi. 

To wszystko może brzmi jak by nie miało składu i ładu ale tak też się czuje. Czuje, że przez palce przelatuje ten czas i te wszystkie nowości i osiągnięcia. Czuje, że wszystko kręci się za szybko, że dni lecą jak szalone a kartki z kalendarza chyba odrywają się po kilka na raz i to z wielkim wyprzedzeniem. 
Chciałabym znać receptę na spowolnienie tego wszystkiego. Chciałabym stanąć obok i jeszcze raz przeżywać wiele z momentów które są już za nami. Wiem jednak, że nie mogę.

Każdy dzień wspólnego, rodzinnego życia jest cenny i wyjątkowy. Przed nami wiele dobrego, czuje to. Z ciekawością czekam na to, co przyniesie przyszłość. Ciekawa jestem tego czym będą interesować się dziewczyny w szkole, z kim będą się spotykać jak będą dorosłe, czy  jakie będą miały dzieci. Jednak ogromnie smuci mnie fakt, że nie wiadomo kiedy minęło tyle czasu i że nie zdążyłam się nawet nacieszyć tą ich maleńkością i bezbronnością. Już teraz tęsknię za małymi rączkami odruchowo ściskającymi kciuk, za bliskością jaką dawało nam karmienie piersią, za tym zapachem niemowlęcia i delikatnym aksamitem pierwszych włosków.

Często dziękuje losowi za to, że umożliwił mi bycie z dziewczynami w domu przez te pierwsze lata. Za to, że mogłam obserwować je i spędzać z nimi każdą chwilę. Ten czas już jest nasz i nikt nam go nie zabierze. Nie żałuję żadnej decyzji i żadnego dnia, choć nie raz słyszałam że powinnam się wyrwać i nie siedzieć cały czas z dziećmi. Czuje, że dzięki temu "zamknięciu się w domu" rozwinęłam się bardziej, niż mogłabym to zrobić gdzie indziej. To zamknięcie otworzyło mnie na wiele ważniejszych spraw niż gonitwa za karierą która przedtem wydawała mi kluczowa w osiągnięciu szczęścia i satysfakcji.

Nauczyłam się wiele, poukładałam swoje priorytety. Zrozumiałam co tak na prawdę jest wartościowe i piękne. Czasem tylko chciałabym aby ten wehikuł czasu potrafił choć na chwilę zadziałać wstecz abym mogła niektóre z tych cudnych dni przeżyć jeszcze raz.

czwartek, 6 listopada 2014

Do kiedy nosić dziecko w chuście?

Dużo mówi się o tym od kiedy można nosić dziecko w chuście i jak zacząć. Jednak coraz częściej spotykam się z pytaniem kiedy to noszenie powinno się zakończyć? Bo przecież ile to można tak nosić, no ile? :)


Dla mnie odpowiedź jest prosta. Nosimy do czasu kiedy osoba nosząca i noszona czuje taką potrzebę. Po prostu. Tak samo jak z karmieniem piersią - karmimy tak długo jak matka i dziecko tego chcą i potrzebują lub jak długo jest taka fizyczna możliwość. Jeśli chodzi o rodzicielstwo i wychowanie dzieci według mnie kluczowe jest słuchanie swoich instynktów a także potrzeb swoich i dziecka a nie podążanie za tabelkami czy dobrymi radami osób z zewnątrz.
To nasze decyzje i nasza relacja. Nasza bliskość. I nikomu nic do tego.

Zaczynało się niewinnie. Chusta na chwilkę, potem na kilka razy dziennie. Przy drugiej córce w pewnym momencie doszliśmy do etapu zupełnej rezygnacji z wózka gdyż chusta okazała się najbardziej praktyczna. Z wózkiem przecież ciężko biega się za 2,5 latką na biegówce. A spacerów dziennie bywa kilka - do i z przedszkola czasem i dwa razy dziennie, do tego zakupy, rowerek i milion innych spraw. Chusta służyła nam w podróży, czy to w autobusie, pociągu czy też przy samolocie. Służyła też w domu gdy trzeba było zająć się dzieckiem jednocześnie robiąc milion innych rzeczy. Służyła i służy do usypiania wieczorem gdy wyrastające ząbki nie pozwalają się wyciszyć.
Ale przede wszystkim w każdej z tych sytuacji chusta służyła i służy do tego, aby być blisko. Aby móc być razem, doświadczać razem, zwiedzać RAZEM.

Dziewczyny są już coraz większe. Panna M ma 2,5 roku i do chusty wskakuje bardzo rzadko. Czasem spodoba jej się wzór chusty i mówi, ze chciałaby do niej wskoczyć, pooglądać świat z góry. Czasem po prostu chce pobrykać na plecach matki i się powygłupiać. Każda taka chwila jest dla mnie na wagę złota. Może dlatego, że zdarzają się te chwile niezwykle rzadko i trwają bardzo krótko. Każdą z tych chwil lubię uwieczniać i będę z łezką w oku wspominać. Jednak ona jest już taka duża i zdecydowanie woli skakanie na własnych nogach. Córka młodsza noszenie uwielbia i na widok chusty śmieje się i woła "pataj, pataj" co ma oznaczać "patataj" :)
Nie raz słyszę, że ona jest już duża i że noszenie jej w chuście to przesada. Ale w wózku byłoby ok? Przecież transport to transport- ja wybieram wygodniejszy dla nas obu i taki, który poza przeniesieniem nas z punktu A do punktu B daje nam coś więcej.

Chusta nie ogranicza. Dzieci noszone w niej długo nie wyrastają na dzieci niesamodzielne i nieruchliwe. Moja szalona 2,5 latka jest tego najlepszym przykładem. Wstaje o świcie i do wieczora ( bez żadnej drzemki!) skacze i biega. Młodsza, gdy tylko jest poza chustą, też bywa trudna do ujarzmienia :)
Moim zdaniem chusta pomaga budować nam świetną relację. Pozwala być razem bez ograniczeń.

Nie znam dziecka noszonego w chuście do 18stki. Dzieci i z noszenia wyrastają, tak samo jak "wyrastają" z potrzeby ssania matczynej piersi czy spania z rodzicami. Noszę póki chcemy i noszę póki mogę. Dzieci za szybko rosną, dzieci za szybko dorastają. Jeszcze chwila i będę płakać, że czas chustonoszenia się skończył, że muszę przeciąć kolejną pępowinę. Chciałabym czasem zatrzymać czas i nacieszyć się maleńkimi dziećmi jednak wiem, ze czasu nie mogę nawet spowolnić.
To co mogę, to tworzyć nam wspaniałe wspomnienia związane z naszym wspólnym rytmem, wspólnymi przygodami i bliskością.


wtorek, 4 listopada 2014

Makaron z duszoną dynią, parmezanem i szpinakiem

Jesień kojarzy mi się z dyniami. Ich kolory przypominają piękne, złoto rude liście. Smak jest bardzo delikatny, kremowy. Dynia idealnie komponuje się z wieloma innymi składnikami tworząc przeróżne dania -  zupy, pizze, zapiekanki.

Spróbujcie niezwykle prostego i pysznego makaronu z duszona dynią. Jest super!



Makaron z duszoną dynią, parmezanem i szpinakiem


SKŁADNIKI:
300 g makaronu tagiatelle
150 g dyni
4 garści szpinaku baby
2 male szalotki
kilka gałązek tymianku
parmezan
2 łyżki masła
sól i pieprz do smaku

PRZYGOTOWANIE:
Dynie umyć i pokroić w kostkę. Szpinak umyć i osuszyć a szalotki drobno pokroić.
Na dużej patelni rozpuścić masło i zarumienić szalotki. Dorzucić dynię z tymiankiem i dusić pod przykryciem około 15 minut.
W tym czasie ugotować makaron al dente i zetrzeć parmezan.
Ugotowany makaron przelewamy zimną wodą i odcedzamy i dorzucamy do dyni razem ze szpinakiem i 1/2 parmezanu. Solimy do smaku, dokładnie mieszamy i trzymamy na patelni około 3 minut.
Nakładamy makaron i podajemy z pozostałym parmezanem i świeżo mielonym pieprzem.