wtorek, 30 grudnia 2014

Sushi w wersji wege

Dziś wigilia Sylwestra ;)
Miałam niezwykłą przyjemność świętować ja w gronie niezwykłych kobiet - mam i ich maluchów. Towarzyszyło nam sushi. Do sushi mam niezwykłą słabość i od paru lat co jakiś czas robię swoje, w wersji wege. Uwielbiam je i przyznam się szczerze, że często zjadam całe rolki na raz gryząc je niczym tortille.

Sushi robi się dość łatwo, choć początkowo może wydawać się niezwykle skomplikowane. Jest to przede wszystkim super zabawa.
A może sushi trafi na wasz sylwestrowy / noworoczny stół?
Z pewnością warto go spróbować! :)

Sushi w wersji wege


SKŁADNIKI:
ryż do sushi:
1,5 szklanki ryżu (specjalnego do sushi)
3 szklanki wody
5 łyżek octu ryżowego
3 łyżki cukru
szczypta soli
dodatki:
nori (glony do zawijania sushi)
sezam (biały / biały&czarny)
sałata
tykwa
rzepa marynowana
awokado
serek śmietankowy
marchew
ogórek
kawior wegetariański z alg morskich
imbir marynowany
sos sojowy
odrobina chrzanu wasabi

PRZYGOTOWANIE:
Zalewa do ryżu: W rondelku podgrzewamy ocet ryżowy, dodajemy cukier i szczypte soli i mieszamy aż się rozpuści.
Ryż: Ryż dokładnie płuczemy zimną wodą, po czym zalewamy wodą w garnku w proporcji 1 szklanka ryżu na 2 szklanki wody. Gotujemy 15 minut. Odstawiamy z ognia i trzymamy pod przykryciem jeszcze 10 minut. Zalewamy zalewą do ryżu, delikatnie mieszamy.
Składniki:
-2 arkusze nori tniemy nożyczkami na cienkie paski do nigiri, 1 arkustniemy na paski około 1,5 cm do gukan maków a pozostałe zostawiamy do zwykłych rolek sushi.
-sezam prażymy delikatnie na patelni
-sałatę myjemy i osuszamy
-tykwa i rzepa powinna być w cienkich słupkach, dodatkowo z rzepy przyda nam się kilka jej cienkich plasterków
-awokado kroimy w kilka cienkich plasterków a resztę w paski / słupki
-marchew polecam "pokroić" obieraczką do warzyw aby uzyskać cienkie plasterki
-ogórka obieramy i pozbywamy się nasionek ze środka. Kroimy w długie paski


NIGIRI: To te kawałki przepasane cienkim paskiem glonów :)
Zwilżonymi rękoma formujemy owalnie ryż (około 1-2łyżeczki). Na ryż kładziemy awokado lub plasterek rzepy i owijamy je paskiem zwilżonego nori.

MAKI: To zwykłe rolki sushi w których jedynym ograniczeniem jest wasza wyobraźnia. Na matę kładziemy nori. Na /3 szerokości nakładamy ryż a na jego środku na całej długości ulubione składniki. Następnie resztę nori delikatnie zwilżamy i zawijamy z pomocą maty. Następnie kroimy je w kawałki. Moje ulubione połączenia:
-sałata+serek+awokado
-tykwa+rzepa+marchew
-marchew+ogórek+sezam+sałata+tykwa
-rzepa+serek+awokado
Możecie zrobić też hosomaki, czyli cienkie rolki z tylko jednym składnikiem.

CALIFORNIA MAKI:
To tzw odwrócone sushi. Matę owijamy folią spożywczą. Na niej układamy nori i ryż do 1/3 szerokości glonów. Następnie odwracamy nory ryżem do maty. Składniki układamy na tej części na której są same glony. Następnie zawijamy rolkę z pomocą maty. Gotową rolkę obtaczamy w sezamie.
Kroimy na kawałki.

GUKAN MAKI:
To te kawałki sushi z kawiorem. Udało mi się dostać taki wegetariański, zrobiony z alg morskich i barwiony papryką i burakiem:) Smak dość specyficzny ale maja też cudną zaletę - niezwykle cieszą oko swoim intensywnym kolorem!
Formujemy ryż jak do nigiri- jednak robimy nieco mniejszy owal, tak z 1 łyżeczki sushi. Owijamy go szerszymi paskami nori i wypełniamy łyżeczką wege kawioru.


Sushi podajemy z sosem sojowym, wasabi oraz imbirem marynowanym





poniedziałek, 29 grudnia 2014

Pralinki - wegańskie, zdrowe, bez cukru. Nie tylko od święta.

Z czym kojarzą Wam się pralinki?
Mi ze słodyczą, z czymś wyjątkowym. Kupujemy je na sztuki, jemy powoli, delektujemy się.
Mam dla Was fantastyczną propozycje. Pralinki takie na co dzień. Takie, które możecie jeść zarówno Wy jak i Wasze dzieci. I to bez ograniczeń:)
To pomysł na zdrowe słodycze. Bez cukru, bez tłuszczu, bez barwników, ulepszaczy.
Pyszny i słodki smak, kuszący wygląd. A przeze wszystkim - zero wyrzutów sumienia :)


Pralinki jaglane z figami

SKŁADNIKI:
1,5 szklanki ugotowanej kaszy jaglanej (około 3/4 szklanki suchej kaszy)
6 fig
2 łyżki rodzynek
1 duża łyżka ekstraktu waniliowego
gorzkie kakao  i wiórki kokosowe do obtoczenia pralinek

PRZYGOTOWANIE:
Kaszę jaglaną gotujemy wg przepisu. Potrzebujemy 1,5 szklanki ostudzonej kaszy.
Figi i rodzinki zalewamy wrzątkiem i trzymamy w nim 5 minut. Po odcedzeniu obcinamy ogonki w figach i wszystko rozdrabniamy blenderem na gładką masę. Dodajemy ekstrakt waniliowy i ugotowaną kaszę i blendujemy aż wszystko dokładnie się połączy. Formujemy małe kulki i obtaczamy połowę z nich w kakao a drugą połowę w wiórkach kokosowych.



wtorek, 23 grudnia 2014

Pierniczki last minute

Już jutro Wigilia!
Jeszcze macie czas aby szybko zrobić pierniczki. Takie, które nadadzą się na prezent dla bliskich. Takie, które udekorują Waszą choinkę czy Wigilijny stół. Takie, które będą smakowały Wam i Waszym bliskim.
Przepis bajecznie prosty, a ciasto ugniata się szybko i sprawnie.
A zapach? Z pewnością zrekompensuje brak śniegu za oknem i wprawi Was w świąteczny nastrój.

Pierniczki


SKŁADNIKI:
200 g mąki
4 duże łyżki miodu
2 łyżki masła
1/2 szklanki cukru brązowego
2 małe, płaskie łyżeczki sody
3 łyżki przyprawy piernikowej
1 duże jajko
1/2 szklanki mleka
do posmarowania przed pieczeniem: 1 jajko lub jajko+odrobina mleka

PRZYGOTOWANIE:
Na blat wysypujemy mąkę. Na środek wylewamy gorący miód i mieszamy. Dodajemy masło, jajko oraz suche składniki. Gdy połączymy je razem dolewamy powoli po odrobinie ciepłego mleka ciągle mieszając.
Ciasto wałkujemy na około 0,5-1cm i wykrajamy pierniczki. Pieczemy w 160 stopniach przez 15 minut. Jeśli Wasze pierniczki były raczej cienkie to 10 minut.
Pamiętajcie, żeby układać pierniczki w kilkucentymetrowych odstępach bo całkiem nieźle rosną i mogą się pozrastać.


Wesołych, magicznych Świąt!




wtorek, 16 grudnia 2014

Danie w 10 minut: Makaron ryżowy z porem, kiełkami, tykwą i rzodkwią marynowaną

Ostatnio brak mi czasu na wszystko. Zwykle jest go mało ale teraz doba zdecydowanie wydaje mi się o kilkanaście godzin za krótka. Tym bardziej cenie sobie przepisy na dania które wykonam w kilka - kilkanaście minut. Zaraz Święta i zacznie się miesiąc pełen barszczu, pierogów, i innych polskich pyszności. Póki jednak do świąt jeszcze chwilka na co dzień staram się cieszyć nieco orientalnymi smakami:)

Polecam Wam ten przepis na makaron ryżowy. W zaledwie 10 minut macie pyszne, sycące i pięknie wyglądające danie. Takie, do którego aż chce się wracać!

Makaron ryżowy
z porem, kiełkami, tykwą i rzodkwią marynowaną


SKŁADNIKI:
150 g makaronu ryżowego
1 szklanka pora pokrojonego w cienkie półplasterki
1 szklanka kiełków na patelnie
1/2 szklanki tykwy marynowanej (pokrojonej w drobne kawałki)
1/2 szklanki rzodkwi marynowanej (pokrojonej w krótkie słupki)
1 łyżka oleju
2 łyżki posiekanej pietruszki
1 łyżka sezamu
2 łyżki sosu teriyaki
4 duże łyżki sosu sojowego

PRZYGOTOWANIE:
Makaron wrzucamy do miski z gorącą wodą na 5 min. W tym czasie kroimy warzywa i siekamy pietruszkę. Makaron odcedzamy.
Do woka na rozgrzany tłuszcz wrzucamy kiełki i pora a po 2 minutach tykwę i rzodkiew. Dodajemy odcedzony makaron oraz sos teriyaki i sojowy. Dokładnie mieszamy i trzymamy na woku (ew patelni) jeszcze 2 minuty. Podajemy z pietruszką i sezamem.



poniedziałek, 8 grudnia 2014

Ciasteczka maślane z wanilią. Najprostsze. Najlepsze.

Ciasteczka maślane z wanilią to najprostszy przepis na Świecie. Można go modyfikować dodając do polowy ciasta kakao i robiąc dwukolorowe ślimaczki lub inne kolorowe ciastka. Można dodać do nich nutkę cynamonu i goździków aby nadać im świątecznego charakteru. Można też po upieczeniu udekorować je na niezliczoną ilość sposobów.

Można wiele. Są jednak tak proste i tak pyszne, że znikają zanim zdążymy wyjąć szprycę i kolorowe perełki.


Ciasteczka maślane z wanilią


SKŁADNIKI:
1,5 szklanki mąki
200 g masła
1/3 szklanki drobnego cukru
3 duże łyżki ekstraktu waniliowego lub nasionka z 1 laski wanilii
2 żółtka

PRZYGOTOWANIE:
Cukier utrzeć z żółtkami na gładką masę. Mąkę wymieszać z pokrojonym w kostkę masłem. Połączyć wszystkie składniki w jednej misce, dodać ekstrakt waniliowy i dokładnie wymieszać. 
Ciasto przykrywamy folią i chłodzimy przez około 30 minut.
Po przestudzeniu wałkujemy dość cienko na blacie (podsypmy mąką jeśli ciasto będzie się kleiło). Ciasteczka wycinamy i układamy na papierze do pieczenia
Pieczemy w 180 stopniach (góra + dół) przez około 15 minut.
Czas pieczenia zależy od grubości ciasta, wiec może być tak, ze niektóre ciastka już po 10 minutach będą gotowe. wyjmujmy je dopiero wtedy jak będą delikatnie zarumienione. Te mocno złote będą już zbyt suche.




poniedziałek, 1 grudnia 2014

Pesto z jarmużu / makaron z pesto i granatem

Kocham jarmuż za jego smak i za to, ile dobra ma w sobie. Uwielbiam go też za to, że jest tak uniwersalny. Można z niego zrobić nie tylko chipsy (tu przepis) , sałatkę (zobacz tu) czy dodać go do makaronu (tak jak w tym i tym przepisie) ale też zrobić z niego przepyszne pesto.

Pesto z tego przepisu wystarczy Wam na dwie duże porcje makaronu oraz do kanapek na kolejny dzień. Jest cudowne. Olej z prażonych orzechów można zastąpić oliwą z oliwek jednak ja uwielbiam to pesto właśnie za tę orzechową nutę która idealnie pasuje do jarmużu.


Makaron z jarmużowym pesto
i granatem


SKŁADNIKI:
200 g makaronu tagiatelle
1/2 szklanki nasion granatu
80 g jarmużu (bez grubych łodyg)
80 g twardego sera, np grana padano
1/3 szklanki nasion słonecznika
4 duże łyżki oleju z prażonych orzechów włoskich (ew oliwy z oliwek)
1 duży ząbek czosnku

PRZYGOTOWANIE:
W robocie rozdrabniamy ser i nasiona słonecznika, przesypujemy do dużej miski. Następnie rozdrabniamy umyte i osuszone liście jarmużu i  dodajemy je do miski. Wyciskamy ząbek czosnku oraz olej z orzechów i wszystko dokładnie mieszamy. Jeśli będzie zbyt suche można dodać więcej oleju orzechowego.
Makaron gotujemy al dente. Odcedzamy i podajemy z pesto i nasionami granatu.


sobota, 29 listopada 2014

Sałatka z wakame

Ochotę na tę sałatkę miałam już od dawna ale wakame w domu nie było. Przybyły jako składnik do miso i zostało ich dość sporo tak więc pewnie jeszcze nie raz pojawią się na blogu :)

Siedzimy w kuchni, obieram ogórki. Słysze chrupanie.
-Maniu, co robisz?
-Wyżeram glony, jestem potworkiem!
(chrup chrup chrup)
-Uwielbiam glony!

... Namoczonych jeść już nie chciała, za to suszonych zjadła całe dwie garści. Mój kochany potwór.

A teraz wracając do tematu: spróbujcie tej sałatki. Łatwo się uzależnić :)

Sałatka z glonów wakame


SKŁADNIKI:
2 garści suszonych glonów wakame
1,2 dużego ogórka szklarniowego
3 łyżki sezamu
2 łyżki octu ryżowego
1 łyżka sosu sojowego
1 łyżka cukru trzcinowego lub miodu

PRZYGOTOWANIE:
Glony zalewamy na chwilę gorącą wodą po czym odcedzamy. Ogórka obieramy, kroimy wzdłuż i wyjmujemy nasionka po czym kroimy w bardzo cienkie plasterki. Sezam prażymy na patelni przez kilka minut. 
W miseczce mieszamy ocet, sos sojowy i cukier/miód i wrzucamy do sosu ogórki. Chowamy do lodówki na kilkanaście minut. Po tym czasie mieszamy glony z ogórkami i sezamem i podajemy.


wtorek, 25 listopada 2014

Zupa miso

Kocham tę zupę za wyrazisty smak, za chrupkość glonów wakame, za tofu i słodką marchew.
Jeśli jeszcze jej nie znacie - spróbujcie. Bomba witaminowa w przepysznym wydaniu.

Zupa miso


SKŁADNIKI:
1,5 l wody
2 duże garści glonów wakame
4 łyżki pasty miso
mały kawałek selera
1/3 pora
2 marchewki
4 łyżki słodkiej kukurydzy
1/2 kostki tofu
dymka

PRZYGOTOWANIE:
Wlewamy wodę do garnka, dodajemy do niej marchew pokrojoną w słupki, kawałek pora i selera, kukurydze oraz glony.Gotujemy około 20 minut po czym dodajemy pastę miso i mieszamy.
Zupę podajemy z tofu pokrojonym w drobne kostki oraz z dymką.


Sajgonki z marynowaną rzepą, marchewką i porem

Ostatnio zatęskniło mi się za wyrazistymi, lekko orientalnymi smakami. Postanowiłam zrobic, wegetariańskie sajgonki. Kocham do tanie, bo farsz można do woli zmieniać w zależności od tego, co akurat znajduje się w naszej lodówce.

Sajgonki z marynowaną rzepą, marchewką i porem


SKŁADNIKI:
papier do sajgonek
50 g ryżu ugotowanego na sypko (użyłam ryżu białego i dzikiego)
1/2 szklanki pokrojonej w cienkie paski rzepy marynowanej
1 szklanka startej na grubych oczkach marchwi
1/2 szklanki pora drobno pokrojonego
3 duże łyżki kukurydzy
1 łyżka oliwy z oliwek
szczypta papryki ostrej
sos do sajgonek + ew. sos teriyaki
kiełki
olej do smażenia

PRZYGOTOWANIE:
Ryż gotujemy na sypko, przesypujemy do miski. Na gorącej patelni z oliwą smażymy warzywa przez dosłownie 2 minuty - aby nadal były chrupkie. Dodajemy je do ryżu, posypujemy ostrą papryką i dokładnie mieszamy.
Papier ryżowy lekko zwilżamy, nakładamy na niego łyżkę farszu i zawijamy. Gotowe sajgonki smażymy na oleju i przed podaniem osuszamy na ręczniku papierowym. Pamiętajmy, aby olej był bardzo gorący aby sajgonki go nie wciągnęły i żeby utworzyła się z ich każdej strony chrupiąca i rumiana, złota skorupka.
Podajemy z ulubionym sosem i z kiełkami.



wtorek, 18 listopada 2014

Noś w chuście, przytulaj, zaraź się bliskością ! :)

Kochani!

Jak być może zauważyliście jestem ogromną fanką noszenia dzieci w chustach. Na sam widok rodzica z zamotanym bąblem oczy mi się szklą a serce rośnie i nie ukrywam, że chciałabym aby taki widok był w naszym kraju coraz częstszy.

Noszenie w chuście to zalety nie tylko dla dziecka ale też dla noszącego. Chciałabym zarazić Was miłością do tego typu bliskości i opieki nad Waszymi maluszkami. Zależało mi na tym, aby móc szerzyć moją pasję i uczyć innych w sposób profesjonalny dlatego też specjalnie w tym celu ukończyłam specjalny kurs na Doradce Noszenia Dzieci ClauWi.

Na dniach pojawi się moja nowa strona internetowa specjalnie poświęcona noszeniu w chustach. Prowadzę spotkania z rodzicami którzy o prawidłowym noszeniu dzieci chcą nauczyć się więcej bądź też chcą upewnić się, że prawidłowo noszą swoją pociechę.

Zamierzam także prowadzić zajęcia i warsztaty grupowe, jeśli więc jesteście zainteresowani kontaktujcie się ze mną bądź też czekajcie na informacje na nowej stronie www.

Pracuje w Otwocku, Warszawie i okolicach oraz okazjonalnie w okolicach Ostrowca Świętokrzyskiego.


środa, 12 listopada 2014

Pizza pomidorowa na kruchym cieście

Niezwykle pyszne i kruche ciasto i mocno pomidorowy smak 
Sos pomidorowy z tego przepisu nadaje się też świetnie jako salsa do quesadilli.

Pizza pomidorowa na kruchym cieście


SKŁADNIKI:
ciasto: 
2,5 szklanki mąki
30 dkg drożdży
szklanka ciepłej wody
szczypta soli i szczypta cukru
2 łyżki oliwy z oliwek
sery i warzywa:
1 duży ser mozzarella
4 pomidory
3 łyżki gęstego przecieru pomidorowego
2 łyżki ziół (użyłam bazylię, pietruszkę, tymianek i odrobinę suszonego czosnku)
2 garści oliwek
1 mała cebulka
 garść rukoli

PRZYGOTOWANIE:
Do miski wlewamy ciepłą wodę, rozpuszczamy w niej drożdże. Dodajemy mąkę, sól i cukier i dokładnie mieszamy aż utworzy się jednolite ciasto. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy w ciepłe miejsce aż ciasto podwoi swoją objętość (na minimum godzinę).

Cebulkę kroimy w piórka, mozzarellę i 1 pomidora w plastry. Pozostałe pomidory wraz z przecierem i ziołami blendujemy.
Ciasta nie wałkujemy! rozgniatamy i rozciągamy je na blasze uprzednio posmarowanej oliwą z oliwek.
Ciasto pokrywamy sosem, mozzarellą, cebulą, oliwkami i plastrami pomidora.
Pieczemy 20 minut w temperaturze 220 stopni.

Podajemy z pozostałym sosem pomidorowym oraz z rukolą.


Na zdjęciu pizza pomidorowa oraz pizza z dynią z tego przepisu.

wtorek, 11 listopada 2014

Wehikuł czasu

Jak byłam mała często słyszałam jak dorośli mówili "po dzieciach widać jak szybko płynie czas". Jakoś w to nie wierzyłam, no bo jak to widać? Ot, czas sobie leci jak zawsze przecież. Raz dzień jest aktywny, raz leniwy - tyle jeśli chodzi o różnice.
Bycie matką szybko przypomniało mi o tym starym powiedzeniu. Teraz stwierdzam, że dzieci to istny wehikuł czasu. Pstryk - i mija rok, mijają dwa lata. Nie wiadomo kiedy. 
Łapie się na tym, że przecież dopiero co byłam w ciąży, dopiero co mój brzuch przybierał nienaturalnie dziwne kształty, dopiero co robiłam badania i zastanawiałam się nad tym co mnie czeka a tu już dwie kobietki biegają po pokoju. Kiedy to się stało? 

Dzieci rozwijają się skokowo. Najbardziej dziwi mnie to, jak jednego dnia mają problem aby przekręcić się z brzucha na plecy a kolejnego dnia rano nagle raczkują czy wręcz wstają tak, jak by robiły to od zawsze. Czasem wystarczy jeden dzień albo wręcz chwila żeby nie zauważyć kiedy to nasze dziecko nauczyło się czegoś nowego. Każdego dnia mam wrażenie, że nie jestem wręcz w stanie ogarnąć ich nowych umiejętności, nowych słów czy powiedzonek, nowych zachowań.

Pewnego dnia pojechałam do szpitala aby powitać na świecie druga córkę. Maleńka panna M dostała buziaka, wtuliłam się w nią mocno i obiecałam, że szybko do niej wrócę. Była taka mała, bezbronna. Nie całe 3 dni później znów się spotkałyśmy. Ale moim oczom ukazała się zupełnie inna osoba. Taka duża, taka dorosła. Miałam wrażenie, że przeniosłam się w czasie, że minęły dwa lata. Spoglądałam to na nią to na okrucha który dopiero się urodził i czułam się zagubiona. Przecież ona mówi, mówi tyle nowych słów których nawet nie próbowała wypowiedzieć kilkadziesiąt godzin temu! I urosła, I zachowuje się jakby inaczej: biega, skacze, wygląda jak przedszkolak a ma dopiero 1,5 roku. Mając punkt odniesienia w postaci małego, nawet nie 3 kilogramowego zawiniątką poczułam, że minęło sporo czasu. 


Dziś dziewczyny, choć dzieli je 1,5 roku różnicy, są do siebie bardzo podobne. Podobny wzrost, podobna waga, i lada dzień będą to już podobne umiejętności. Trzymając młodszą na rękach lub nosząc ją w chuście miałam cały czas wrażenie, ze mimo wszystko jest taka drobna, taka bezbronna jak wtedy gdy lekarze kładli ją przy mnie tuz po porodzie. A tu nagle znów - pstryk - i uświadomiłam sobie, że ona przecież już samodzielnie je, całkiem sprawnie się przemieszcza i coraz więcej mówi. 

To wszystko może brzmi jak by nie miało składu i ładu ale tak też się czuje. Czuje, że przez palce przelatuje ten czas i te wszystkie nowości i osiągnięcia. Czuje, że wszystko kręci się za szybko, że dni lecą jak szalone a kartki z kalendarza chyba odrywają się po kilka na raz i to z wielkim wyprzedzeniem. 
Chciałabym znać receptę na spowolnienie tego wszystkiego. Chciałabym stanąć obok i jeszcze raz przeżywać wiele z momentów które są już za nami. Wiem jednak, że nie mogę.

Każdy dzień wspólnego, rodzinnego życia jest cenny i wyjątkowy. Przed nami wiele dobrego, czuje to. Z ciekawością czekam na to, co przyniesie przyszłość. Ciekawa jestem tego czym będą interesować się dziewczyny w szkole, z kim będą się spotykać jak będą dorosłe, czy  jakie będą miały dzieci. Jednak ogromnie smuci mnie fakt, że nie wiadomo kiedy minęło tyle czasu i że nie zdążyłam się nawet nacieszyć tą ich maleńkością i bezbronnością. Już teraz tęsknię za małymi rączkami odruchowo ściskającymi kciuk, za bliskością jaką dawało nam karmienie piersią, za tym zapachem niemowlęcia i delikatnym aksamitem pierwszych włosków.

Często dziękuje losowi za to, że umożliwił mi bycie z dziewczynami w domu przez te pierwsze lata. Za to, że mogłam obserwować je i spędzać z nimi każdą chwilę. Ten czas już jest nasz i nikt nam go nie zabierze. Nie żałuję żadnej decyzji i żadnego dnia, choć nie raz słyszałam że powinnam się wyrwać i nie siedzieć cały czas z dziećmi. Czuje, że dzięki temu "zamknięciu się w domu" rozwinęłam się bardziej, niż mogłabym to zrobić gdzie indziej. To zamknięcie otworzyło mnie na wiele ważniejszych spraw niż gonitwa za karierą która przedtem wydawała mi kluczowa w osiągnięciu szczęścia i satysfakcji.

Nauczyłam się wiele, poukładałam swoje priorytety. Zrozumiałam co tak na prawdę jest wartościowe i piękne. Czasem tylko chciałabym aby ten wehikuł czasu potrafił choć na chwilę zadziałać wstecz abym mogła niektóre z tych cudnych dni przeżyć jeszcze raz.

czwartek, 6 listopada 2014

Do kiedy nosić dziecko w chuście?

Dużo mówi się o tym od kiedy można nosić dziecko w chuście i jak zacząć. Jednak coraz częściej spotykam się z pytaniem kiedy to noszenie powinno się zakończyć? Bo przecież ile to można tak nosić, no ile? :)


Dla mnie odpowiedź jest prosta. Nosimy do czasu kiedy osoba nosząca i noszona czuje taką potrzebę. Po prostu. Tak samo jak z karmieniem piersią - karmimy tak długo jak matka i dziecko tego chcą i potrzebują lub jak długo jest taka fizyczna możliwość. Jeśli chodzi o rodzicielstwo i wychowanie dzieci według mnie kluczowe jest słuchanie swoich instynktów a także potrzeb swoich i dziecka a nie podążanie za tabelkami czy dobrymi radami osób z zewnątrz.
To nasze decyzje i nasza relacja. Nasza bliskość. I nikomu nic do tego.

Zaczynało się niewinnie. Chusta na chwilkę, potem na kilka razy dziennie. Przy drugiej córce w pewnym momencie doszliśmy do etapu zupełnej rezygnacji z wózka gdyż chusta okazała się najbardziej praktyczna. Z wózkiem przecież ciężko biega się za 2,5 latką na biegówce. A spacerów dziennie bywa kilka - do i z przedszkola czasem i dwa razy dziennie, do tego zakupy, rowerek i milion innych spraw. Chusta służyła nam w podróży, czy to w autobusie, pociągu czy też przy samolocie. Służyła też w domu gdy trzeba było zająć się dzieckiem jednocześnie robiąc milion innych rzeczy. Służyła i służy do usypiania wieczorem gdy wyrastające ząbki nie pozwalają się wyciszyć.
Ale przede wszystkim w każdej z tych sytuacji chusta służyła i służy do tego, aby być blisko. Aby móc być razem, doświadczać razem, zwiedzać RAZEM.

Dziewczyny są już coraz większe. Panna M ma 2,5 roku i do chusty wskakuje bardzo rzadko. Czasem spodoba jej się wzór chusty i mówi, ze chciałaby do niej wskoczyć, pooglądać świat z góry. Czasem po prostu chce pobrykać na plecach matki i się powygłupiać. Każda taka chwila jest dla mnie na wagę złota. Może dlatego, że zdarzają się te chwile niezwykle rzadko i trwają bardzo krótko. Każdą z tych chwil lubię uwieczniać i będę z łezką w oku wspominać. Jednak ona jest już taka duża i zdecydowanie woli skakanie na własnych nogach. Córka młodsza noszenie uwielbia i na widok chusty śmieje się i woła "pataj, pataj" co ma oznaczać "patataj" :)
Nie raz słyszę, że ona jest już duża i że noszenie jej w chuście to przesada. Ale w wózku byłoby ok? Przecież transport to transport- ja wybieram wygodniejszy dla nas obu i taki, który poza przeniesieniem nas z punktu A do punktu B daje nam coś więcej.

Chusta nie ogranicza. Dzieci noszone w niej długo nie wyrastają na dzieci niesamodzielne i nieruchliwe. Moja szalona 2,5 latka jest tego najlepszym przykładem. Wstaje o świcie i do wieczora ( bez żadnej drzemki!) skacze i biega. Młodsza, gdy tylko jest poza chustą, też bywa trudna do ujarzmienia :)
Moim zdaniem chusta pomaga budować nam świetną relację. Pozwala być razem bez ograniczeń.

Nie znam dziecka noszonego w chuście do 18stki. Dzieci i z noszenia wyrastają, tak samo jak "wyrastają" z potrzeby ssania matczynej piersi czy spania z rodzicami. Noszę póki chcemy i noszę póki mogę. Dzieci za szybko rosną, dzieci za szybko dorastają. Jeszcze chwila i będę płakać, że czas chustonoszenia się skończył, że muszę przeciąć kolejną pępowinę. Chciałabym czasem zatrzymać czas i nacieszyć się maleńkimi dziećmi jednak wiem, ze czasu nie mogę nawet spowolnić.
To co mogę, to tworzyć nam wspaniałe wspomnienia związane z naszym wspólnym rytmem, wspólnymi przygodami i bliskością.


wtorek, 4 listopada 2014

Makaron z duszoną dynią, parmezanem i szpinakiem

Jesień kojarzy mi się z dyniami. Ich kolory przypominają piękne, złoto rude liście. Smak jest bardzo delikatny, kremowy. Dynia idealnie komponuje się z wieloma innymi składnikami tworząc przeróżne dania -  zupy, pizze, zapiekanki.

Spróbujcie niezwykle prostego i pysznego makaronu z duszona dynią. Jest super!



Makaron z duszoną dynią, parmezanem i szpinakiem


SKŁADNIKI:
300 g makaronu tagiatelle
150 g dyni
4 garści szpinaku baby
2 male szalotki
kilka gałązek tymianku
parmezan
2 łyżki masła
sól i pieprz do smaku

PRZYGOTOWANIE:
Dynie umyć i pokroić w kostkę. Szpinak umyć i osuszyć a szalotki drobno pokroić.
Na dużej patelni rozpuścić masło i zarumienić szalotki. Dorzucić dynię z tymiankiem i dusić pod przykryciem około 15 minut.
W tym czasie ugotować makaron al dente i zetrzeć parmezan.
Ugotowany makaron przelewamy zimną wodą i odcedzamy i dorzucamy do dyni razem ze szpinakiem i 1/2 parmezanu. Solimy do smaku, dokładnie mieszamy i trzymamy na patelni około 3 minut.
Nakładamy makaron i podajemy z pozostałym parmezanem i świeżo mielonym pieprzem.


czwartek, 30 października 2014

Sałatka z jarmużem, jabłkami i słonecznikiem z dressingiem pomarańczowo-miodowym

Przepyszna i lekka, słodka sałatka. Uwielbiam jarmuż, zwykle jem go w formie chipsów gdyż taki najbardziej smakuje dziewczynkom. Lubie też jarmuż duszony. Jednak zdecydowanie warto spróbować go w wersji na surowo. Jest chrupkość i wyrazisty smak idealnie grają ze słodyczą jabłek, pomarańczy i miodu.


Sałatka z jarmużem, jabłkami i słonecznikiem 
z dressingiem pomarańczowo-miodowym



SKŁADNIKI:
4 garści jarmużu (porwanego na drobne kawałki, bez grubych łodyg)
1 słodkie jabłko
garść nasion słonecznika
1 mała pomarańcz
1 duża łyżka miodu

PRZYGOTOWANIE:
Jarmuż myjemy, osuszamy i liście rwiemy na drobne kawałki pozbawiając je grubszych łodyg. Jabłko kroimy w małe plasterki. Nasiona słonecznika rumienimy na patelni. Pomarańcz kroimy na pół. Jedną połówkę wyciskamy i mieszamy dokładnie w miodem a drugą obieramy i kroimy w małe kawałki.
Jarmuż wysypujemy an duży talerz, posypujemy go prażonymi nasionami słonecznika i kawałkami pomarańczy. Na wierzchu układamy plasterki jabłka. Całość polewamy dressingiem z miodu i pomarańczy.

Irlandzki chleb sodowy / Irish soda bread - tradycyjny przepis podstawowy

Wczoraj gościła u nas przemiła osoba. Pochodzi z Irlandii, a tu, w Polsce jest tymczasowo.  Podczas naszego ostatniego spotkania pokazywałam jej tradycyjne, polskie danie- pierogi. Była też kapusta kiszona i inne pyszności.

Tym razem to ona nauczyła mnie tradycyjnego, irlandzkiego przepisu. Razem upiekłyśmy chleb. Zupełnie inny od chleba jaki znam. To irlandzki chleb sodowy. Przepis niezwykle prosty, przygotowanie chleba to dosłownie 2 minuty. Podstawą chleba jest maślanka i soda.
Tradycyjnie na jego wierzch robi się krzyż, tym razem jednak nie było krzyża, gdyż bez niego niezwykle spodobał się Mani i nazwała go chlebem- jeżykiem :)

Poniższy przepis to przepis podstawowy. Można chleb posypać płatkami owsianymi, można do jego środka dodać zioła albo też zrobić jego słodką wersję dodając bakalie, np żurawinę. Polecam też 3/4 mąki pszennej zamienić na mąkę pełnoziarnistą.
Tym razem testowałyśmy jednak wersję najprostszą. Chleb smakował wyśmienicie, zwłaszcza na ciepło z masłem i domową konfiturą.


Irlandzki chleb sodowy / Irish soda bread



SKŁADNIKI:
450 ml maślanki
450 g mąki
łyżeczka sody
łyżeczka soli

PRZYGOTOWANIE:
Wszystkie składniki należy wymieszać w misce. Przełożyć na blachę na papier do pieczenia. Ciasto będzie bardzo mokre i klejące się do rąk.
Piec 35 minut w 200 stopniach.

Chleb po wyjęciu powinien być z każdej strony twardy, tak jak skórka zwykłego chleba. Po wyjęciu z piekarnika odłożyć go należy na kratkę na około 20 minut żeby odparował.


Razem z naszym gościem spalamy kalorie na wieczornym spacerze :)

wtorek, 28 października 2014

Ziemniaki gratin czyli przepyszna zapiekanka zmiemniaczana

Ziemniak tylko pozornie jest zwykłym warzywem. Wyczarować z niego można jednak istne cuda!
Spróbujcie przepysznych ziemniaków gratin z tymiankiem. Zapiekanka ta wygląda i smakuje obłędnie. Niby ziemniak a danie bardzo eleganckie. I nie jest to takie trudne. Wystarczy 15 minut przygotowań i chwilka cierpliwości, bo później wszystko robi się samo :)
Możecie zrobić je z formie do tarty bądź w naczyniu żaroodpornym.


Ziemniaki gratin z tymiankiem
czyli zapiekanka ziemniaczana


SKŁADNIKI:
1 kg ziemniaków
200 g dobrego żółtego sera
1,5 szklanki słodkiej śmietanki
1 łyżka oliwy z oliwek
1 duża łyżka masła
1/2 łyżeczki soli
1/2 łyżeczki świeżo mielonego pieprzu
1 łyżka listków tymianku
3 ząbki czosnku

PRZYGOTOWANIE:
Naczynie smarujemy delikatnie oliwą z oliwek. Ziemniaki obieramy i kroimy w bardzo cienkie plasterki. Ser żółty ścieramy na tarce. Układamy w formie połowę naszych ziemniaków (tak, aby nachodziły na siebie) i posypujemy je połową żółtego sera. Następnie układamy kolejną warstwę ziemniaków.
Na patelni robimy masło ziołowe- rozpuszczamy masło a na nim rozgrzewamy tymianek i wyciśnięte ząbki czosnku. Masełkiem tym zalewamy równomiernie ziemniaki.
Do śmietanki dodajemy sól i pieprz i zalewamy nią ziemniaki a na wierzch posypujemy pozostałym serem żółtym.

Pieczemy 1 g 20 min w temperaturze 180 stopni (bez termoobiegu).





niedziela, 26 października 2014

Sałatka z rukolą, camembertem i owocami, z orzechową nutą

Niby zwykła garść rukoli z prostymi dodatkami jednak jest jeden mały szczegół, który nadaje tej przystawce charakteru. To olej z prażonych orzechów włoskich. Nie potrzeba żadnych przypraw, żadnych dressingów. Ma on niezwykle bogaty smak, idealnie współgra z ostrym smakiem rukoli, kremowym i delikatnym camembertem i słodkością żurawiny i winogron. Ostatnio to mój hit na popołudniową przekąskę.


Sałatka z rukolą, camembertem i owocami,
z orzechową nutą 




SKŁADNIKI (1 porcja):
2 garści rukoli
1 garść winogron
1/2 sera camembert
garść żurawiny
3 łyżki oleju z prażonych orzechów włoskich

PRZYGOTOWANIE:
Rukole myjemy i osuszamy, układamy na talerzu. Winogrona kroimy na połówki. Na rukoli układamy małe plasterki camemberta, winogrona i posypujemy żurawiną. Całość należy obficie skropić oliwą.

Świetnie pasuje do grzanek z masłem ziołowym.

czwartek, 23 października 2014

Tarta z cukinią, ricottą i kwiatami cukinii

Będąc na wsi zawsze patrzę na produkty które mogę znaleźć w ogrodzie i które zainspirują mnie do stworzenia jakiegoś dania. Tym razem na blacie odcedzała się na sicie ricotta mojego Taty (przepis tutaj) a w ogrodzie ze starszą córką znalazłyśmy mini - cukinie którymi wypełniła po brzegi kieszenie swojej maleńkiej kurtki. Śliczne, drobne, kolorowe. Do tego przepiękne kwiaty cukinii z których aż szkoda było nie skorzystać.

Efektem połączenia tych składników była przepiękna tarta.
Delikatna i kremowa w smaku z wyraźnym akcentem czosnku niedźwiedziego.

Tarta z cukinią, ricottą i kwiatami cukinii


SKŁADNIKI:
Ciasto:
1,5 szklanki mąki
120 g masła (zimnego, pokrojonego w kostkę)
1 łyżka śmietany 22 %
1 jajko
szczypta soli
Farsz:
250 g ricotty
2 łyżki śmietany 22 %
2 jajka
łyżka czosnku niedźwiedziego
garść mini cukinii lub 1 mała cukinia
1 szalotka
kilka kwiatów cukinii
szczypta soli i szczypta pieprzu

PRZYGOTOWANIE:
-Wszystkie składniki ciasta mieszamy razem aż do uzyskania gładkiej konsystencji. Zawijamy w folię i chowamy na chwilę do lodówki.
-Cukinie myjemy i kroimy w cienkie plasterki. Szalotkę kroimy w drobną kostkę. Kwiaty cukinii myjemy i delikatnie osuszamy na ściereczce.
-Ciasto wyjmujemy z lodówki, podsypujemy mąką i wałkujemy. Wykładamy do formy do tarty i nakłuwamy widelcem po czym znów wstawiamy do lodówki.
-Cukinię i szalotki dusimy 3-5 minut na patelni. Ricottę mieszamy dokładnie z jajkami i śmietaną aż uzyskamy gładką masę, Dodajemy szczyptę soli, pieprzu oraz czosnek niedźwiedzi a następnie większość duszonych warzyw (zostawmy kilka plasterków cukinii do dekoracji) i dokładnie mieszamy.
-Wykładamy farsz na ciasto do tarty, układamy na nim pozostałe plasterki cukinii oraz kwiaty cukinii.

Pieczemy 30 minut w 180 stopniach (raczej na 2 polce od dołu a nie na środku piekarnika aby nie przypalić kwiatów)





niedziela, 19 października 2014

Inwazja wisiadeł. Dlaczego rodzice nieodpowiednio noszą swoje dzieci?

Kocham nosić dzieci. Uwielbiam chusty, bliskość. Kocham swobodę jaką daje mi chustonoszenie- możemy dotrzeć w wiele miejsc do których wózek by nie dotarł. Ciesze się, że chustonoszacych rodziców (ba! nawet też dziadków:)) jest coraz wiecej. Serce rośnie na ten widok a buzia sama mi się uśmiecha.
Na każdym niemal spacerze spotykam jednak wisiadła. Nie nosidła ale wisiadła - dziwne twory mające rodzicom pomóc dając taką swobodę jak chusta bez potrzeby motania a dzieciom ponoć dać bliskość rodzica i wygodę. No właśnie. Nic bardziej mylnego. Aż mnie ściska jak widzę maluszki wsadzone do tego czegoś -  dyndające nóżki, latająca główka czasem podtrzymywana przez rodzica, ciałko oparte na kroczku, czasem nawet dziecko przodem do świata. A rodzic? Dumny, bo przecież niesie przed sobą swój skarb. Niesie w tym nosidło-wisiadle. Takim nowoczesnym. Takim "praktycznym".

Dlaczego ludzie wybierają wisiadła dla swoich dzieci?

Zastanawiałam się nad tym dość długo. Dlaczego ktoś dobrowolnie chciałby swoje ukochane dziecko potencjalnie narażać na problemy z biodrami i kręgosłupem? I już wściekałam się w myślach na tych rodziców, aż zrozumiałam, że w tym problemie jest wiele ogniw.
Jednym z nich są sklepy. Rodzice czekają na swoje wymarzone dziecko, idą po wyprawkę do sklepu. A tam? Nie zazna się chusty czy dobrego ergonomicznego nosidła. Byłam w kilku Smykach i większych sklepach dziecięcych i nie znalazłam ani jednej sztuki nosidła które zapewniałoby dobre ulożenie dziecka. W zamian za to cała gama nosidełek  typu wisiadło. Wszystkie sprzedawane z zachwalającą je gadką "To takie wygodne dla rodzica i dziecka! Tak praktyczne! Dziecko blisko, można tyle zrobić...". Jedne z najpopularniejszych i, o zgrozo, najmodniejszych potrafią kosztować nawet 600 zł. Widuje się je w filmach, celebryci zza ocecanu noszą w tym swoje dzieci. 
-"To w takim razie musi być dobre"- pomyśli wielu rodziców i kupi ten produkt bądź produkt podobny a następnie nosić będzie w tym swoje dziecko.
Naiwnie marzę o edukacji producentów i sprzedawców. Edukacji nakierowanej nie tylko na zysk firmy/sklepu ale na dobro dziecka. Dlaczego to, co jest dobre i zdrowe jest produktem niszowym a to, takie wisiadła idą jak świeże bułeczki? 
Niektóre z nich są świetnym przykładem na to, że coś, co kosztuje sporo wcale nie musi być dobre. 

Dlaczego należy unikać nosideł (nieergonomicznych)

Przede wszystkim dla zdrowia swojego dziecka, niezależnie od jego wieku. W nosidle (nieergonomicznym) ciężar dziecka opiera się na jego kroczu. Plecy są niezwykle sztywne a nóżki dziecka niemal dyndają. Dziecko zamiast przyjąć pozycję fizjologicznej żabki (nóżki odwiedzione, pupka lekko zapadnięta, zaokrąglone plecy) znajduje się w niekomfortowej dla siebie pozycji która może przynieść opłakane skutki w przyszłości.


"Przecież już kolejne dziecko w tym noszę i jest ok!"
"Koleżanka swoje dzieci nosiła i są zdrowe"
To jedne z argumentów które często słyszę od rodziców którzy z tych wisiadeł korzystają. Nie zdają sobie jednak sprawy z tego że "kwiatki" w postaci problemów z biodrami i kręgosłupem wychodzą po latach. Oczywiście- nie musza i tego im wszystkim życzę jednak szczerze nie rozumiem dlaczego wybiera się taki produkt mając alternatywę i znając potencjalne ryzyko. Argument "to tylko na kilka minut dziennie" do mnie nie przemawia. 

Wybierz ZDROWĄ alternatywę

Wybór jest przeogromny. Po pierwsze istotna jest kwestia wieku: Od narodzin do momentu, gdy Twoje dziecko będzie siedziało samodzielnie odpowiednia dla niego jest tylko chusta (choć może nie tylko- bo chust też jest wiele!:)). Tylko chusta odpowiednio dopasuje się do maluszka, zagwarantuje dobrą pozycję i odpowiednie ułożenie nóżek i kręgosłupa. Później (gdy dziecko siedzi już samodzielnie) decyzja zależy od osoby noszącej. Możecie kontynuować chustową przygodę ale możecie też  skorzystać z ogromnego wyboru nosideł ergonomicznych.
Tula, Bondolino, Manduca, nosidła typu mei tai to tylko niektóre z nich. Wszystkie pozwalają na uzyskanie pozycji żabki i gwarantują i noszącemu i noszonemu komfort.
I pamiętajcie -  nie nosimy dzieci przodem do świata! Jeśli chcecie, aby dziecko lepiej widziało zawiążcie chustę / załóżcie ergonomika na plecy.

Dlaczego nosidła nie są odpowiednie dla nie siedzących dzieci?

Maluszki potrzebują odpowiedniego ułożenia nóżek - w nosidle byłyby one zbytnio odwiedzione. Chusta dopasuje się do maluszka a nosidło ma już panel o stałej szerokości, często nieodpowiedni dla dziecka poniżej 6 miesiąca życia.
Poza tym nosidło nie dopasuje się tak do maleńkiego dziecka- nie podtrzyma małego kręgosłupa i główki tak, aby była bezpieczna i nie latała na boki.

Jeżeli producent / sprzedawca wmawia Wam, że nosidło jest odpowiednie od narodzin / 3 kilo / od 3 miesiąca życia bądź też zaproponuje tzw. "wkładkę dla niemowlaka" unikajcie tego i omijajcie szerokim łukiem. To tylko chwyty marketingowe które pozwalają niektórym sprzedać nieodpowiedni towar rodzicowi jak najwcześniej podkreślając jego funkcjonalność na "cały okres noszenia dziecka".



Zadbajcie o swoje maluszki i o ich zdrowie. Nie dajcie sobie sprzedać produktu, który może przyczynić się do ich złego rozwoju.

Jeśli macie jakieś pytania lub potrzebujecie pomocy w wyborze odpowiedniego środka transportu dla swoich maluszków (chusty lub nosidełka ergonomicznego) dajcie znać, postaram się pomóc.

czwartek, 16 października 2014

Domowy ekstrakt waniliowy

Lubicie wypieki? Ja kocham! I choć nie zawsze wychodzą mi idealne to liczy się dla mnie coś więcej- wspólna zabawa z dzieciakami przy pieczeniu a także cudowny aromat który rozchodzi się po całym domu.
Nie używam sztucznego cukru wanilinowego- obok prawdziwej wanilii nawet nie stał. Polecam świeże laski wanilii lub coś, co możecie zrobić sami a starcza na bardzo długo czyli domowy ekstrakt waniliowy.
Robi się go niezwykle łatwo, lecz efekt końcowy wymaga cierpliwości. Najlepszy ekstrakt gotowy jest po około miesiącu. Warto jednak czekać.
Nie dość, że starcza na bardzo długo to można do dorabiać na bieżąco.

Domowy ekstrakt waniliowy


SKŁADNIKI:
2 - 3 laski wanilii
200 ml wódki
+mała, zakręcana buteleczka na ok 200 ml ekstraktu

PRZYGOTOWANIE:
Butelkę należy wyparzyć. Laski wanilii kroimy wzdłuż i zalewamy wódką, butelkę zakręcamy. Butelkę należy odstawić w zacienione miejsce, najlepiej do szafki. Co kilka dni warto potrząsnąć butelką.

Ekstrakt najlepszy jest po około miesiącu. Możecie na bieżąco dorzucać nowe laski wanilii, nawet te pozbawione ziarenek.


środa, 15 października 2014

Babeczki marchewkowe z żurawiną, imbirem i nutką pomarańczy

Nie jestem zwolenniczka dawania dzieciom słodyczy, szczególnie maluchom. Ciesze się, że dla nich najlepszą słodkością są bakalie lub jogurt z miodem i świeżymi owocami. Nie dostają kinderków, lizaków i cukierków. W sklepie starsza biegnie do suszonej żurawiny zamiast przy kasie błagać mnie o zakup jakiegoś batona. I oby tak jak najdłużej, jeszcze całe życie przed nimi i nie widze powodu żeby teraz, gdy wyrabiają sobie nawyki żywieniowe, faszerować je jakimiś syropami glukozowo fruktozowymi;)
Ale bywają takie dni, jak urodziny, święta, odwiedziny przyjaciół kiedy to każdy z nas do kawy czy herbaty lubi przegryźć coś na słodko.
Takich domowych wypieków nie zabraniam. Wręcz przeciwnie- dziewczynki nie tylko lubią je próbować ale też pomagają mi w gotowaniu. Starsza miksuje a potem nalewa ciasto do papilotek. Młodsza "segreguje" żurawinę i wsypuje ją do podstawionych przeze mnie foremek.

Spróbujcie. Są pyszne! Aromatyczne, wilgotne, pełne smaku.


Babeczki marchewkowe 
z żurawiną, imbirem i nutką pomarańczy



SKŁADNIKI: 
2,5 szklanki startej marchwi 
skorka starta z 1 pomarańczy
2 garści żurawiny
1,5 łyżki startego korzenia imbiru lub 1 płaska łyżka suszonego, mielonego imbiru
3 całe jajka
2 szklanki mąki
2 łyżeczki proszku do pieczenia
szczypta soli
0,5 szklanki oleju
0,5 szklanki cukru (polecam cukier trzcinowy nierafinowany)
*opcjonalnie 2 łyżki domowego ekstraktu waniliowego.

PRZYGOTOWANIE:
W dużej misce miksujemy jajka z cukrem, przyprawami i olejem. Dodajemy starą marchew i skorkę pomarańczową i miksujemy aż całość dobrze się wymiesza. Przesiewamy do miski mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. 
Ciasto wylewamy do papilotek na 3/4 ich wysokości. Na wierzchu każdej wrzucamy kilka owocow suszonej żurawiny. 
Pieczemy 30 minut w 180 stopniach.