Kiedy patrzę w dół widzę Ciebie. Wtuloną we mnie i w swojego ukochanego misia.
Widzę pięknie zamknięte oczy. Widzę spokój, ciepło i miłość.
Kocham ten widok. Zbieram te momenty niczym obrazy i zapisuje je mocno w mojej głowie. Wracam do nich często - jak nic potrafią poprawić humor. Póki mam jeszcze możliwość takiej bliskości z dziećmi to czerpie z niej garściami.
Dzieci, jak chyba każdy człowiek, lubią być blisko i potrzebują tej bliskości. Szczególnie w cięższych okresach - takich jak skoki rozwojowe, nowe doznania, choroba czy wyrzynające się zęby.
Zresztą nie oszukujmy się - maluszki każdego dnia odkrywają coś nowego. Rzeczy, które są dla nas oczywiste dla nich są nowością. Są czymś, co trzeba przyjąć, przetworzyć. Bliskość wspiera rozwój przez to, że pomaga dzieciom się wyciszyć, skupić czy też zregenerować.
W momentach gdy sen nie przychodzi sam, staramy się mu pomóc. Wtedy do akcji wkracza chusta. Ten kawałek materiału który scala nas i sprawia, że nasze serca biją obok siebie. Kołysząc się, tuląc i dając ciepło swojemu dziecku pomagamy mu uspokoić się i rozluźnić. Sama też jestem o niebo spokojniejsza gdy widzę, że mojemu dziecku jest dobrze i że dostaje odpowiedź na swoją potrzebę bliskości. Tak samo jak i moje córki wyciszam się wtedy, zupełnie jak bym odcinała się od zmartwień i problemów. Jesteśmy tylko my. Razem. Tu i teraz. I razem ładujemy swoje baterie na kolejny, wspaniały dzień.
Nie martwię się ani przez chwilę tym, że moje dziecko przyzwyczai się do takiego zasypiania. Nie czuje się też psychicznie uwiązana (choć fizycznie jestem z racji omotania całkiem sporym kawałkiem materiały;)). Skoro maluch potrzebuje bliskości i przytulenia nie wyobrażam sobie tego nie dać. Nie chciałabym słuchać płaczu czy też trenować własnego dziecka aby usypiało samodzielnie. Czasem i ja miewam gorsze wieczory. Takie, gdy jest mi smutno i potrzebuje po prostu się przytulić. Naturalnym jest dla mnie to, że wtedy dostaje ciepło i wsparcie od męża. Nie chciałabym wtedy być sama w ciemnym pokoju, bez przytulenia, bez reakcji ma moje potrzeby. Następnym razem pewnie zaszyłabym się w pokoju aby z nikim nie dzielić się moimi smutkami bo wiedziałabym, że nikogo one nie interesują.
Dzieci wypłakiwane zwykle po kilku nocach przestają płakać. I to nie dlatego, że magiczną "metodą" nauczyły się nagle samodzielności, tylko dlatego, że przyzwyczaiły się że nie mogą liczyć na swoich najbliższych. Bywa, że budzą się w nocy ale i tego nie sygnalizują - po prostu patrzą się bez emocji w sufit czy ścianę do momentu aż znów przyjdzie sen. Tego nigdy nie chciałabym ani dla swoich dzieci ani dla siebie.
Czas mija za szybko. To, co dajemy dzieciom teraz wpłynie na to jakie będą one w przyszłości. Odpowiadajmy na ich potrzeby aby czuły się kochane i rozumiane. Aby pomóc im stać się empatycznymi ludźmi. Przytulajmy je i dawajmy im mnóstwo ciepła i atencji skoro sami od osób sobie bliskich też tego oczekujemy.
Dobranoc. Ładujcie bliskościowe baterie.