Ciężko jest tego nie robić, ciężko nie oceniać, nie porównywać. Porównujemy jedzenie firmy A do jedzenia firmy B, ubranie sąsiadki do ubrania koleżanki, naszą pracę i płacę do tego co maja znajomi. Przejmujemy się tym porównywaniem albo i nie, ale mamy punkt do którego się odnosimy i dzięki któremu odróżniamy jedno od drugiego.
Porównujemy też dzieci. Swoje i nie swoje. Wszystkie.
Wpadłam kiedyś w tę pułapkę. Całe szczęście na tyle lekko, że udało mi się z niej wybrnąć i sama siebie pilnuje obym nie wpadła do niej kolejny raz. Chcąc czy nie przy drugim dziecku mamy punkt odniesienia w postaci dziecka starszego. Nie chodzi o ocenianie "Ty jesteś lepsza lub gorsza w tym czy tamtym" tylko ot tak, czysto informacyjnie "Ty siedziałaś jak miałaś 5 miesięcy a Ty jak miałaś 7..".
Do tego dochodzą znajomi, rodzina: "Krysia to na nocnik robi a Twoja córka jeszcze nie??", " Mój to.. i tamto... a Twoja jeszcze nie?!" itd itd...
Czy to dużo zmienia? Czy to na prawdę takie ważne?
Każdy w swoim tempie, każdy po swojemu. Najważniejsze, że zdrowe i że szczęśliwe.
Z pozoru niewinne porównywanie, niby właśnie "ot tak", niby nie istotne, może wrócić ze zdwojoną siłą później. Łatwo wpaść w wir porównywania, łatwo zapomnieć o tym, ze w ogóle to robimy. Zaczniemy porównywać coraz to więcej spraw i coraz poważniejsze kwestie. A dziecko? Dziecko przestanie wierzyć w siebie, gdy zamiast pozytywnych emocji i cieszenia się z sukcesu i umiejętności NASZEGO DZIECKA będziemy skupiać się na innych. Poza tym, dziecko przestanie się z nami dzielić tym, co poznało, co osiągnęło. O nie, tego bym nie chciała.
Dziś zakończenie roku. Miło by było wiedzieć i słyszeć o rodzicach dumnych ze swoich pociech, z ich osiągnięć. Przytulających, wyrozumiałych, wspierających. Ładujących pozytywną energią na całe wakacje. Kochających niezależnie od średniej, ilości nagród i dyplomów.
Niestety. Mając w dość bezpośrednim sąsiedztwie szkołę podstawową brutalnie dowiedziałam się, ze takich rodziców nie jest wielu. Są, ale stanowią bolesną mniejszość. Wystarczył krótki spacer z psem i minięcie grupy ludzi wracających z zakończenia żeby usłyszeć: "No co mi z Twoich 5 i 4, skoro nie masz czerwonego paska? Widziałaś, ile dzieci w klasie ma pasek? Dlaczego Ty nie masz?" oraz innych komentarzy rodziców w podobnym tonie.
Czy na prawdę tak wielką różnica jest miedzy 4 a 4+ ? Czy tak ciężko dopuścić do siebie myśl, że nie każdy jest we wszystkim najlepszy? I na koniec najważniejsze- czy tak łatwo zapomnieć o tym, że my też mieliśmy lepsze i gorsze stopnie?
Dziecko ma pokonywać SWOJE granice, a nie skakać przez poprzeczkę ustawioną przez innych. Niech pokonuje swoje słabości i bije swoje rekordy. Niech cieszy się ze SWOICH sukcesów.
A my? Kochajmy i wspierajmy, a nie krytykujmy.
I znowu się zgadzam, mądre i prawdziwe :) Dobrze, że i mnie przeszło porównywanie, bo Staś byłby biedny ;) Robi wszystko zdecydowanie w swoim czasie, mocno później od siostry i wielu dzieci, ale mam to w nosie ;) Ważne, że jest progres, że zdrowo się rozwija :)
OdpowiedzUsuń